0
pestycyda 1 listopada 2014 19:31
Image

Pozdrawiam :)
mashacra napisał:
Wrzucam zdjęcie z relacji olus

Tak, w Elefants World jest możliwa taka atrakcja, wchodzenie na grzbiet słonia podczas kąpieli. Ale zwróćcie uwagę na poziom wody. Te słonie nie stoją, tylko klęczą. W dodatku w wodzie. Cały problem z jazdą na słoniu wynika z dwóch rzeczy - palankinu, który je rani oraz z ich bardzo delikatnych (wbrew pozorom) podeszw u stóp. Każdy kilogram więcej na grzbietach powoduje nieprawidłowy nacisk na stopę, a w rezultacie - ich cierpienie.


jobi napisał:
Tak na szybko od Googla, to słoń może nosić na grzbiecie 150-300kg - różnie piszą

@jobi, wiem, że różnie piszą. W Elephants World przyjmują 100 kg jako granicę. A gdy się bliżej pozna te cudowne zwierzęta, to naprawdę nie chce się od tej granicy odchodzić :)

ciri napisał:

:* :)

A teraz, dla rozluźnienia atmosfery :/ sposób, w jaki walczy się w Tajlandii (ale pewnie nie tylko tam) z palaczami.

Image

Image

Szczerze mówiąc, to te zdjęcia są obrzydliwe :/ jak coś (np. za bardzo), to je wyrzucę.Wieczorem dowiedzieliśmy się w recepcji, że na drugi dzień, o godz. 10.00 będziemy mieć transfer na przystań promową i dalszą podróż na Koh Samui. Mieliśmy tam zostać na dwie noce. To też mieściło się w naszej wycieczce i również nie wiedzieliśmy, gdzie będziemy spać :D Ale, jak wiadomo, hodowca wie i potrafi wszystko, więc nie musieliśmy się martwić :D

Image
Pożegnanie z hotelem na Koh Phangan. Nie wiem, czy jeszcze kiedyś będzie mi dane kąpać się w hotelowym basenie z widokiem na morze :)

Rano stawiliśmy się karnie pod recepcją, trochę przerażeni, bo gdzieś się nam zapodziały nasze czerwone naklejki wycieczkowe :/ Okazało się, że to również zostało przewidziane, bo dostaliśmy zupełnie nowe oznaczenia :) (naprawdę - kolejny punkt dla tajskiej logistyki turystycznej - wszystko sprawnie, nic nie ginie, żadnych problemów)

Image
MN? Czyżby : mało negocjonujący ? :D albo : marnie ? :/ :D

Podwieziono nas na prom, na którym obejrzano naklejki i dalej w drogę.

Image
To już brzegi Koh Samui.

Na przystani w Koh Samui kolejny dowód na niesamowitą organizację. Na promie spotkaliśmy turystów z różnymi naklejkami, na przystani sprawnie nas podzielono, kierowcy taksówek szybko ogarnęli całe wychodzące stado i po chwili każdy siedział w odpowiedniej taksówce. Po około 20 minutach jazdy znaleźliśmy się w naszych domkach.

Image
Były usytuowane praktycznie na samej plaży, a widok ze schodków mieliśmy taki :

Image

Chyba każdy, kto prowadzi taki ośrodek, jest również pośrednikiem miejscowych agencji turystycznych. Nasza pani miała ladę dosłownie zasłaną ulotkami, uloteczkami, ofertami itp. Ponieważ koniecznie chcieliśmy z Koh Samui popłynąć do Ang Thong National Marine Park, żeby wspiąć się na punkt widokowy, od razu skorzystaliśmy z okazji. Było trochę trudno, bo interesował nas właściwie tylko punkt widokowy - żadne snorkowanie, kajaki itp. Niestety, takich wycieczek nie było. Każda miała jakieś dodatkowe atrakcje (oczywiście - dodatkowo płatne). W końcu zdecydowaliśmy się na najmniej rozbudowaną opcję (transfer z i do hotelu, owoce i obiad na pokładzie, kajaki, snorkowanie, szmaragdowe jezioro i punkt widokowy) i - uwaga, uwaga - utargowaliśmy cenę ! :D Zamiast 1850 THB, zapłaciliśmy 1700 :D No wiem, szału nie ma, ale jak to mówią - pierwsze koty za płoty :)
Podbudowani sukcesem, poszliśmy nawet o krok dalej :D Ukradliśmy (no dobrze, nie do końca ukradliśmy, ale wzięliśmy w niecnym celu, więc trochę się liczy :D :D ofertę wycieczki po Koh Samui. Nazywała się chyba "Bajkowe Koh Samui" i kosztowała na pewno bardzo dużo THB :D a jej zaletą była wydrukowana na ostatniej stronie mapka, z zaznaczonymi wszystkimi atrakcjami oferowanymi przez agencję. I (popatrzcie, mamy jednak trochę z czarnych charakterów) postanowiliśmy zrobić ją sobie sami (mam nadzieję, że fakt zaoszczędzenia tych pieniędzy, trochę zniweluje nasze ekscesy w Bangkoku w Waszych oczach :D

Image
To nie jest "Bajkowe Koh Samui". Te mapkę przywłaszczyliśmy sobie w innym miejscu :D

Nasza pani również wynajmowała skutery (200 THB za cały dzień). I nawet jej nie okłamaliśmy, bo w końcu nie pytała : ILE razy jeździliście wcześniej na skuterach? :D
Szybki prysznic i jedziemy. Pierwszym przystankiem była Wat Phra Yai i 12-metrowy posąg Big Budda, który bardzo łatwo znaleźć, bo po prostu go widać z daleka. Do posągu prowadzą wysokie schody, w okolicach których znajduje się mnóstwo sklepików - z jedzeniem, pamiątkami itp.

Image

Image

Image

Image
Znaleźć można było nawet taką usługę. Nie do końca pamiętam, ale wydaje mi się, że pedicure zrobiony przez te rybki kosztował 200 THB, za to bez ograniczenia czasowego.

Przy schodach, za drobną opłatą, można było uzyskać błogosławieństwo od mnicha. Nam, niestety, nie było to przeznaczone, bo gdy podeszliśmy, mnich na kawałku kartonu napisał : closed i poszedł sobie :)
Image

Sam posąg robił naprawdę niesamowite wrażenie. W ogóle - klimat tego miejsca był w jakiś sposób magiczny.
Image

Image

Image

Spędziliśmy tam dość dużo czasu, zwłaszcza pod samym posągiem, który stoi na platformie widokowej.
Kolejne miejsce, które chcieliśmy odwiedzić, to Wat Plai Laem - świątynia buddyjska. Wprawdzie wg. mapki "Bajkowego Koh Samui" bardzo łatwo tam trafić (zjeżdża się z głównej ulicy), jednak, w praktyce okazało się to nie takie łatwe. Zjazd nie jest zbyt dobrze oznaczony. Wiedzieliśmy, że "to gdzieś tutaj", ale ta wiedza nie była wystarczająca. W rezultacie, gdy po raz piąty zawracając, przejeżdżaliśmy obok pewnego stoiska z jedzeniem, przemiłe panie uśmiechały się już do nas na głos :D W dodatku zaczęło padać. Na szczęście w skrzyni naszego skutera znaleźliśmy jakiś zapomniany płaszcz przeciwdeszczowy. W końcu trafiliśmy. Było warto.

Image

Image
Guanyin, chińska bogini współczucia i miłosierdzia.

Image
Chiński Budda

Image

Image

Image

Image

Image

Wielkie posągi znajdują się na jeziorze. Sam kompleks jest bardzo kolorowy, wręcz krzykliwy, ma to swój specyficzny urok. Dodatkowo padało, więc byliśmy tam prawie sami. Cisza, spokój, magia :)
Niestety, ściemniło się, więc wycieczka "Bajkowe Koh Samui" musiała się na tym zakończyć. Tym bardziej, że do naszej chatki mieliśmy dosyć daleko. Tym razem powróciłam do mojej sprawdzonej techniki jazdy (zamknięte oczy). Jakoś ciemność + deszcz + drugi raz na skuterze w życiu nie nastrajały mnie optymistycznie (przepraszam, Marcin :D

Image
Pierwszy deszcz.

Po drodze zatrzymaliśmy się, żeby coś zjeść. Tym razem pizza. Wiem, głupio trochę, ale miło było się schować przed tym deszczem w knajpce, stylizowanej na europejską i ogrzać się przy europejskiej herbacie. Jakoś tak. Te świątynie nastroiły nas bardzo nostalgicznie.
Inna sprawa, że wszystko, co europejskopodobne, miało dużo wyższą cenę - mały kawałek pizzy to 140 BTH. Żeby zrównoważyć ten wydatek, po napoje na wieczór wstąpiliśmy do Family Market :D Oddaliśmy skuter (ponownie bez problemów - sama zaczynam się nami zadziwiać :D

Dosyć szybko poszliśmy spać - transfer na przystań miał być o 7.15, więc trochę bolało :D Jednak poranne widoki pod chatką, pozwoliły nam zapomnieć o tej niedogodności :)
Image

Image

Image

C.d.n.Zobaczenie Ang Thong było jedną z pozycji na naszej tajlandzkiej "bucket list". To Morski Park Narodowy, składający się z ok. 50 wysepek - w większości bezludnych. Z Koh Samui można się tam dostać na dwa sposoby - prywatnie wynajmując łódź (dla dwuosobowej grupy to zdecydowanie zbyt droga opcja) lub zorganizowaną wycieczką, tak, jak my. Na jednej z największych wysp mieści się parę bungalowów należących do władz Parku Narodowego. Można się z nimi skontaktować wcześniej i zarezerwować nocleg (przypływa się z jedną z wycieczek, wraca np. kolejnego dnia z następną). Na wyspie widziałam też namioty - więc pewnie i taka opcja noclegu wchodzi w grę.
Niektóre sceny filmu "Niebiańska plaża" z Leonardo DiCaprio były nakręcone na Koh Phi Phi (przysparzając wyspie wiele sławy i masę turystów). Jednak film nakręcony został na podstawie książki, w której autor umieścił akcję właśnie na Ang Thong (zresztą mapa pokazywana w filmie również dotyczy Ang Thong). To takie małe wtrącenie :)
Kolejnego dnia, zgodnie z umową, o godz. 7.15 pod naszą chatkę podjechała większa taksówka, w której siedzieli już inni turyści. Zapakowaliśmy się i podjechaliśmy na przystań promową. Tam dostaliśmy (pewnie nie zgadniecie :D nowe, czerwone i okrągłe nalepki - oznaczenia. Przeżyłam chwilę grozy, bo moja się odkleiła i gdzieś upadła. Gdy zaczęłam jej szukać (z pomocą innych turystów), najpierw znaleźliśmy niebieską. I kwadratową :D (do tej pory się zastanawiam, gdzie bym mogła wylądować, gdybym z niej skorzystała :D
Przy wsiadaniu na prom wycieczkowy (bardzo elegancki i dokładnie taki, jak lubią turyści - z górnym odkrytym pokładem i materacykami do leżenia :) każdego kurczaka ustawiano prosto i fotografowano. Stwierdziliśmy, że być może to po to, aby każda agencja mogła łatwiej zidentyfikować swój drób, gdyby się na przykład gdzieś zagubił :) (naprawdę - szeroko zakrojona opieka :D
Wycieczkę prowadziło dwóch przewodników - atrakcyjny Taj i niesamowicie sympatyczna blondynka (wyglądała na Szwedkę, ale raczej taką, która na stałe tu mieszka - mocno opalona, bardzo zorientowana w temacie, a w jej rysach było pewnego rodzaju, hm... twardzielstwo?)
Usadzono nas wygodnie na dolnym pokładzie i najpierw zostaliśmy bardzo dokładnie pouczeni (wiadomo, hodowca, hodowcą, ale sam kurczak też musi, choćby minimalnie, zadbać o własne bezpieczeństwo :)

Image

I ruszamy. Podano owoce, napoje, zaczęły się wędrówki na górny pokład - generalnie bardzo sympatyczna atmosfera.

Image

Pogoda wspaniała, a widoki niesamowite.

Image

Image

Pod dolnym pokładem wykorzystano każde miejsce. Znajdowała się tam kuchnia i ciasno popakowane kajaki.
Image

Po około dwóch godzinach stateczek zatrzymał się na morzu i nastąpiła odprawa przed kajakami - rozdano nam nieprzemakalne torby i kapoki i ustawiono w kolejce :) następnie bardzo mocno asekurowano każdego podczas wsiadania do kajaków. Nasz przewodniczka-twardzielka płynęła pierwsza i dosyć szczegółowo obserwowała postępy naszej grupy.

Image

Image

Image

Image

Cała kajakowa wycieczka nie trwała zbyt długo - może ok. godziny, może trochę krócej. Płynęliśmy wzdłuż brzegu jednej z wysp, wpływaliśmy do przybrzeżnych jaskiń i z kajaków obserwowaliśmy rafę koralową.

Image
No tak to można płynąć :) nie dziwię się, że wzięli tylko jedne wiosła :D

W końcu przybiliśmy do piaszczystej plaży wyspy.
Image

Image

Tu otrzymaliśmy ok. 20 min czasu wejście na podest, z którego można było oglądać Szmaragdowe Jezioro. Na podest prowadziły dosyć strome, kilkukrotnie zakręcające, drewniane schody. Sam widok był bajeczny...
Image

Image

Szmaragdowe Jezioro jest wypełnione słoną woda i łączy się z morzem podziemnym korytarzem.

Image

Image
A to widok z drewnianych schodów na nasz statek (chyba :D

Niestety, zorganizowane wycieczki mają taką wadę, że człowiek jest ciągle poganiany i nigdy nie może obejrzeć sobie czegoś dokładnie tyle czasu, ile by chciał. 20 minut na jezioro, to było zdecydowanie za mało, ale "szybko, szybko, bo teraz musicie zjeść obiad" (chociaż może się czepiam, tacy doskonali organizatorzy jak Tajowie, na pewno mają wyliczone co do minuty, ile czasu kurczak może nie jeść, żeby nie stracił humoru i tężyzny :)

Więc "szybko, szybko" wbiegamy po pomoście zbudowanym z pływaków do long taila, który podwiózł nas na statek. Kajaki zostały na brzegu.

Image

Image
Obiad na pokładzie. Bardzo smaczny. I można było wziąć dokładkę :)

Płyniemy dalej, tym razem już na Koh Wuatalab, na której znajduje się punkt widokowy. W trakcie drogi ponowne zebranie na pokładzie - przewodnicy przedstawiają możliwości na Wuatalab - plażowanie, snorkowanie lub wejście na punkt widokowy. Na wyspie zostaniemy tylko przez godzinę, więc trzeba sobie coś wybrać. Szczególnie interesuje ich, kto zamierza wejść na punkt. Z kilkudziesięcioosobowej wycieczki podnoszą ręce....4 osoby :/ Zostajemy więc jeszcze dokładniej pouczeni : zastanówcie się dobrze, jak wejdziecie, to musicie też sami zejść. Gdyby się coś wam stało, to nikt tam po was nie wjedzie, musicie zdążyć w godzinę itp., itd. (czasem myślę, że oni jednak maja o nas bardzo złe zdanie :D

Image

A to już brzeg Koh Wuatalab.
Image

Image


Dodaj Komentarz

Komentarze (117)

mashacra 1 listopada 2014 21:52 Odpowiedz
Czekam na więcej, szczególnie na koniec kurczaka :D może będzie jednak szczęśliwy.
refiko 1 listopada 2014 21:58 Odpowiedz
Czekam na więcej... zwłaszcza praktycznych wskazówek.Pozdrawiam!
pestycyda 2 listopada 2014 02:46 Odpowiedz
Krótkie wtrącenie praktyczne :D To był nasz pierwszy wyjazd do Azji. Wiadomo – człowiek stara się wcześniej dowiedzieć, czego tylko się da, żeby czuć się jak najlepiej przygotowanym do podróży. Ale i tak najlepiej się uczyć na własnym doświadczeniu. Pewne rzeczy się nie sprawdziły, inne były idealnie trafione. Może komuś przydadzą się moje przemyślenia. Krótkie podsumowanie :1. Kupiliśmy przed wyjazdem własna moskitierę – nie zajmuje dużo miejsca, jest lekka i wygodna w pakowaniu. Zdecydowanie NIE – w każdym miejscu, w którym spaliśmy, były moskitiery. Nawet, jeśli są lekko rozdarte, można je zabezpieczyć gumką do włosów, albo spinaczem – czyli zamiast moskitiery, bierzemy spinacz. 2. Przed wyjazdem uszyliśmy sobie bardzo cieniutkie coś na kształt śpiwora. Nie wiedzieliśmy, gdzie będziemy spać i jakie tam będą warunki higieniczne. To miało być nasze zabezpieczenie. Zdecydowanie NIE – ani razu nie zostało użyte zgodnie z przeznaczeniem (tzn. w moim plecaku pełniło funkcję skrytki na gotówkę i tyle. Wyjątkowo duży portfel :D 3. Rzecz, którą warto zrobić, to spokojne spotkanie z zaufanym lekarzem. Moje trwało ok. godziny i zostały na nim omówione wszystkie potrzebne leki, biorąc pod uwagę oszczędność miejsca w bagażu (o szczepieniach nie wspominam, bo moim zdaniem to obowiązkowe). W apteczce znalazły się :- elektrolity (idealne w przypadku przemęczenia itp.);- probiotyki (ja wzięłam Linex Forte, ale mogą być jakiekolwiek inne, ważne, żeby nie trzeba było ich przechowywać w lodówce. Na początku bierzemy 2 tabletki dziennie, później zmniejszamy dawkę, aż do odstawienia. Chodzi o to, żeby bakterie nieagresywnie zastąpić innymi, obcymi dla nas. Zdało egzamin – 20 dni jedzenia na ulicy, picia napojów z lodem itp. I tylko jedna, bardzo łagodna niedyspozycja żołądkowa);- Nospa – dla kobiet w wiadomym celu :) - mocniejsze środki przeciwbólowe na paracetamolu (koniecznie paracetamol, ibuprofen wzmaga objawy gorączki Dengi np. Ja wzięłam Solpadeinę);- witamina B – podnosi odporność;- Sudafed – na zatkany nos i zatoki;- Aspiryna – na wszelki wypadek :D - Doxycyklina – antybiotyk o bardzo szerokim spectrum działania;- antyalergiczne krople do oczu;- tabletki antyalergiczne (np. Allertec);- krople do uszu (np. Oto Argent);- Clotrimazol – maść przeciwgrzybiczna;- tabletki na gardło;- Oxycort w sprayu;- węgiel – wiadomo :D- wapno;- Malarone (różnie o nim mówią, ale czułam się bezpieczniej mając go przy sobie. Poza tym, niestety się przydał);- Octenisept – świetny środek do dezynfekcji, można stosować również na błonę śluzową;- środek na komary – min. 50% DEET;- standard : plastry, woda utleniona (koniecznie w żelu), opaska uciskowa, talk i termometr.Większość leków się nie przydała, jednak wydaje mi się, że lepiej poświęcić trochę miejsca w plecaku i czuć się dzięki temu bardziej bezpiecznie i niezależnie.
gosiagosia 2 listopada 2014 18:17 Odpowiedz
@pestycyda - świetnie napisane. Naprawdę czyta się z uśmiechem. Tym bardziej, ze każdy z nas przez coś takiego przechodził zanim zrozumiał, że jest kurczakiem :)
bartolko 2 listopada 2014 18:32 Odpowiedz
Całe te opowieści o rządowych tuk-tukach to jedna wielka ściema - trzeba zdecxydowanie uważać na takich "uczynnych tajów". Tak na prawdę kierowca woził Was po jakichś mało znanych świątyniach, a cel był jeden - zachęcenie do zakupów - czy to ubrań czy pakietów w informacji turystycznej. Rada na przyszłość - jeżeli sami pochodzicie po agencjach to kupicie te same usługi o wiele taniej. Główne świątynie w Bangkoku to świątynia Leżącego Buddy, Świątynia Złotego Buddy i Wat Arun, ciekawa jest też Wat Saket - Złota Góra. Noclegów najlepiej szukać na miejscu albo za pośrednictwem booking.com - będzie o wiele taniej.Nigdy nie wierzcie w to że jakaś atrakcja jest zakmnięta ale zaraz można jechać do innej, w oficjalne rządowe agencje turystyczne czy też w oficjalne punkty wymiany waluty czy też wspaniałe okazje na zakup biżuterii i ubrań - w 99 % to ściema nastawiona na wyciągnięcie waszych pieniędzy.
juliaka 2 listopada 2014 19:35 Odpowiedz
Pestycyda, widze ze naprawde sie straraliscie, zeby nie stracic zadnej gwiazdki;)A tak serio to swietne relacje - zabawne i ciekawe. Super!by Tapatalk
ciri 3 listopada 2014 09:18 Odpowiedz
Świetna relacja, fajnie czasami poczytać wrażenia "świeżaków", a nie tylko starych wyjadaczy. I to jeszcze z takim luźnym, humorystycznym podejściem, aż się człowiek uśmiecha jak czyta :) Sama też przed pierwszym wyjazdem do Azji naczytałam się o naciągaczach i na początku za każdym razem gdy ktoś się zbliżał to miałam mini-alarm w głowie. Jak się okazało, w wielu przypadkach zupełnie niepotrzebnie. No i nie ma co podchodzić śmiertelnie poważnie do tego, że dało się naciągnąć na kilka złotych - każdy uczy się na błędach ;) Czekam na dalszy ciąg!
popcarol 3 listopada 2014 09:28 Odpowiedz
Czytam z uśmiechem na ustach:) Proszę o ciąg dalszy:) pozdrawiam!!
maciek 3 listopada 2014 09:30 Odpowiedz
W piątek też ruszam do Tajlandii i dobrze przed wyjazdem poczytać poradnik "Jak nie podróżować po Tajlandii - najczęstsze błędy" ;)
shakal 3 listopada 2014 10:03 Odpowiedz
Relacja z jajem :)Thx
mareckipl 3 listopada 2014 11:16 Odpowiedz
Zdecydowanie masz talent do pisania, fantastycznie się to czyta :) Keep going!
michal24 6 listopada 2014 09:02 Odpowiedz
Poprosimy nowy pościk z wyprawy... czekam i czekam :)
popcarol 6 listopada 2014 09:27 Odpowiedz
Też czekam:)
pestycyda 6 listopada 2014 17:47 Odpowiedz
ciri napisał: I to jeszcze z takim luźnym, humorystycznym podejściem, aż się człowiek uśmiecha jak czyta :) Hmmm...Wychowałam się na Kingu i Sapkowskim i nie przypuszczam, żeby moi mistrzowie byli zadowoleni:/ :/ :D A tak poważnie - bardzo dziękuję za wszystkie miłe słowa i polubienia:) To jest naprawdę duże wsparcie i motywacja do dalszego pisania. Strasznie fajnie wiedzieć, że ktoś to czyta i daje to komuś jakąś radość :) Relację na pewno dokończę, niestety do przyszłego tygodnia nie będę w stanie ruszyć z dalszą częścią (przepraszam @maciek, będziesz musiał popełniać błędy na własne konto :PPozdrawiam i do następnego! :)
jobi 6 listopada 2014 18:09 Odpowiedz
Cudowne z Was kurczaki, dawno czegoś równie barwnego nie chłonąłem, mam nadzieję, że będziesz pisała więcej i więcej.
snapy01 11 listopada 2014 21:37 Odpowiedz
Cześć, czy mogła byś podać jakiś namiar na wasz pierwszy nocleg w Bangkoku? bardzo mi się spodobał, wolał bym jednak mieć chociaż iluzję tego tego, że ktoś usłyszał o mojej rezerwacji i być może na mnie czeka pierwszej nocy na drugim końcu świata :) Wylatujemy 20.11
snapy01 11 listopada 2014 22:23 Odpowiedz
dziękuję za ekspresową odpowiedź, muszę napisać tutaj ponieważ choć przeglądam fly4free od dawnaaaa, to zarejestrowałem się dopiero dzisiaj aby zadać to pytanie i chyba jeszcze nie mogę wysyłać PW... :/ a klimaty jakie przedstawiłaś na foto właśnie najbardziej mi się podobają. jeszcze raz thx
refiko 11 listopada 2014 22:31 Odpowiedz
Naprawdę fajnie się Ciebie czyta. W miarę możliwości pisz jak najwięcej!Pozdrawiam
jacekwoj16 11 listopada 2014 22:42 Odpowiedz
Odżywają wspomnienia, też tak w zeszłym roku jeździliśmy po Ko Phangan. :D
monus 11 listopada 2014 22:55 Odpowiedz
bardzo fajnie się czyta, właśnie jestem w drodze do kurnika ;) oczywiście nie mogę doczekać się dalszej relacji
japonka76 12 listopada 2014 08:58 Odpowiedz
Quote:Słoń jest bardzo silnym zwierzęciem. Potrafi pociągnąć lub popchnąć ogromne ciężary. Jednak, jeśli chodzi o jego grzbiet, nie jest już tak wesoło. Słonie mogą unieść na grzbiecie/karku maksymalnie 100 kg. To taka drobna (na razie) informacja dla wszystkich, którzy "jeżdżą na słoniach tylko w centrach, które dobrze traktują zwierzęta". Aha - palankin waży 40 - 60 kg. Jeśli dobrze zrozumiałam, to tylko dziecko nie byłoby zbytnim obciążeniem dla słonia. Taki widoczek dwóch dorosłych osób na grzbiecie wraz z siedziskiem to zdecydowanie za dużo dla słonia :cry:
ciri 12 listopada 2014 11:34 Odpowiedz
Japonka76 napisał:Quote:Słoń jest bardzo silnym zwierzęciem. Potrafi pociągnąć lub popchnąć ogromne ciężary. Jednak, jeśli chodzi o jego grzbiet, nie jest już tak wesoło. Słonie mogą unieść na grzbiecie/karku maksymalnie 100 kg. To taka drobna (na razie) informacja dla wszystkich, którzy "jeżdżą na słoniach tylko w centrach, które dobrze traktują zwierzęta". Aha - palankin waży 40 - 60 kg. Jeśli dobrze zrozumiałam, to tylko dziecko nie byłoby zbytnim obciążeniem dla słonia. Taki widoczek dwóch dorosłych osób na grzbiecie wraz z siedziskiem to zdecydowanie za dużo dla słonia :cry:Bogaci biali niespecjalnie się tym przejmują - wystarczy wejść na tripadvisor i wyszukać takie "atrakcje" żeby zobaczyć jak wielką ignorancją wykazuje się wielu turystów w komentarzach. Dla mnie to strasznie smutne, bo uwielbiam wszelkie zwierzaki ale jest wiele osób, którzy wolą żyć w błogiej nieświadomości albo ważniejsza jest dla nich fotka z przejażdżki na słoniu na fejsbuczka... Dla zainteresowanych, tutaj temat o miejscu w Tajlandii, w którym słonie traktowane są bardziej "po ludzku" - kilka-slow-o-sloniach-w-tajlandii-relacja-z-elephantsworld,216,43011
mashacra 12 listopada 2014 17:46 Odpowiedz
Wrzucam zdjęcie z relacji olus, może na karku/szyi nie może być więcej niż 100 kg, ale kto każe siadać na karku?Żeby było jasne nikogo nie namawiam do męczenia zwierząt ;)
jobi 12 listopada 2014 17:55 Odpowiedz
Tak na szybko od Googla, to słoń może nosić na grzbiecie 150-300kg - różnie piszą, kilka przykładów:http://www.elephant.seHow much weight can an elephant lift?With their trunk, about 200-400 kgs, depending on size of the elephant. If a leather string is attached to a log, they can bite it between their molar teeth, and lift over 500 kgs, using their body weight, leaning backwards.http://www.elephantsforever.co.zaQ: How much weight can an elephant lift?A: If an adult elephant lifts a weight only using the strength of its mighty trunk, it can lift approximately 300kg. However, they have been shown to be able to carry about 500kg of logs. A leather cord is tied around the logs and the elephant bites on this cord with its molars. It then leans back, using the weight of its body as extra power. http://adoreanimals.comIf you want to ride an elephant, the best experience for the elephant, and I believe for you too, is to ride on its neck (behind the ears) not on a trekking chair which goes on the elephant’s back. A fully-grown elephant can carry up to 150 kilograms on its back, but when you consider the weight of two people, the chair (it’s called a Howdah or saddle and alone can weigh 100 kilograms or more) and the mahout (who rides on the neck) you can see how this starts to be a heavy burden on the elephant.
ciri 12 listopada 2014 18:05 Odpowiedz
pestycyda napisał:wyprzedziłaś mnie, ale nic nie szkodzi - im więcej się o tym mówi, tym lepiej. Wybacz to wtrynienie się w relację ;) To wszystko przez to, że temat zwierzaków zawsze mnie porusza. Fajnie widzieć w Tobie bratnią duszę w tym zakresie ;D Zazdroszczę wizyty w Elephants World i czekam na dalszy ciąg relacji.
mixer 12 listopada 2014 19:12 Odpowiedz
snapy01 napisał:Cześć, czy mogła byś podać jakiś namiar na wasz pierwszy nocleg w Bangkoku? bardzo mi się spodobał, wolał bym jednak mieć chociaż iluzję tego tego, że ktoś usłyszał o mojej rezerwacji i być może na mnie czeka pierwszej nocy na drugim końcu świata :) Wylatujemy 20.11Człowieku - to jeden z najbardziej przyjaznych turystom krajów na świecie :D Jak tak się obawiasz czy będziesz miał gdzie spać to skorzystaj z booking.com i gotoweA co do relacji to fajnie się czyta :)
olus 12 listopada 2014 23:08 Odpowiedz
Czuję się wywołana do tablicy :) Bardzo się cieszę, że byliście w ElephantsWorld i moja relacja się Wam przydała. Ja dzień tam spędzony wspominam jako jeden z najlepszych w Tajlandii. Swoją drogą jak ktoś zna jeszcze inne tego typu sprawdzone miejsca to niech się podzieli doświadczeniami. Ja znalazłam, że jest coś podobnego w Chiang Mai, ale bez żadnych konkretów. Co do mojego zdjęcia, które zostało przywołane, to mogę tylko zgodzić się z tym co już napisała @pestycyda. Na grzbiet słonia można było wejść tylko w rzece, w wodzie ciężar jest inaczej odczuwalny. Ale to nie sam ciężar jest tu problemem, tylko właśnie konstrukcje na jego grzbiecie. W tych wszystkich słoniowych przybytkach najpierw na grzbiet słonia kładzie się kocyk, a na to palankin. Jak wygląda skóra słonia pod kocykiem turysta nie widzi...A tak poza tym to relacja super, śledzę od początku :) Przygody w Bangkoku niezłe, chociaż nie powiem, dobrze daliście się naciągnąć kilka razy :)
washington 13 listopada 2014 12:17 Odpowiedz
Fajnie sie czyta, bardzo luzny styl pisania, usmialem sie wiele razy.Jestes idealnym kurczakiem, masz to chyba we krwi :) ale moze to dobrze, ja zawsze czujnie wyklócam sie o kazda zlotowke, w Maroku - nie wiem czy dostalbym choc pol gwiazdki, ale ile nerwow i zlych emocji :P choc Twoja relacja moglaby stanowic poradnik jak rozstac sie z dowolnej wielkosci nadmiarem gotowki to kazdy w Twoich oczach jest sympatyczny i milo bedziesz wszystkich wspominac , a nie jako bande oszustow. Moze to jest metoda :P
pestycyda 13 listopada 2014 20:28 Odpowiedz
Washington napisał:Jestes idealnym kurczakiem, masz to chyba we krwi :) ale moze to dobrze, ja zawsze czujnie wyklócam sie o kazda zlotowke, w Maroku - nie wiem czy dostalbym choc pol gwiazdki, ale ile nerwow i zlych emocji :P choc Twoja relacja moglaby stanowic poradnik jak rozstac sie z dowolnej wielkosci nadmiarem gotowki to kazdy w Twoich oczach jest sympatyczny i milo bedziesz wszystkich wspominac , a nie jako bande oszustow. Moze to jest metoda :PA pomyśl, jak miło oni mnie będą wspominać :D a moja relacja jest właściwie pełna praktycznych porad. I to prostych. Wystarczy robić dokładnie na odwrót i już :D I chyba mnie przeceniasz - nie sądzę, żebym poradziła sobie z każdą kwotą, chociaż, gdybym tak miała np. milion...(rozmarzona :D A poważnie - to coś w tym jest. Pogodziłam się z faktem, że jestem taka "oszukiwalna" i jakoś się na to godzę, a dzięki temu - nie mam z tym problemu :)Pewnie dałoby się taniej, ale naprawdę nie żałuję ani jednego momentu, każdy dawał mi radość :)Jeszcze coś, co nawet dla mnie jest zaskoczeniem - po podsumowaniu podróży, zazwyczaj okazuje się, że wcale nie wydałam niesamowitych kwot :)Pozdrawiam :)
mashacra 14 listopada 2014 21:28 Odpowiedz
Czekam na więcej, więcej, więcej..... Historia z deszczykiem bomba, a motyw czerwona i niebieska karteczka, miód, poczułem się jak w tajlandzkim Matrixie, dlaczego nie wybrałaś niebieskiej? :D
jobi 14 listopada 2014 21:51 Odpowiedz
Dla kurczaka przydałby się specjalny przycisk "uwielbiam".Fajna byłaby z tego materiału książka.
fiki 14 listopada 2014 21:53 Odpowiedz
Ta relacja wymiata :D
krasnal 14 listopada 2014 22:31 Odpowiedz
Uwielbiam tę relację - pokazuje, że można podróżować nie oglądając każdego grosza z dwóch stron i robiąc g*oburzę z byle powodu. Quote: Przeżyłam chwilę grozy, bo moja się odkleiła i gdzieś upadła. Gdy zaczęłam jej szukać (z pomocą innych turystów), najpierw znaleźliśmy niebieską. I kwadratową :D (do tej pory się zastanawiam, gdzie bym mogła wylądować, gdybym z niej skorzystała :D Obudziłabyś się we własnym łóżku. Z czerwoną zostałaś w matriksie.https://www.youtube.com/watch?v=zE7PKRjrid4
gosiagosia 14 listopada 2014 22:41 Odpowiedz
Przeglądałam posty i zobaczyłam ten. "Ale głupi tytuł" mruknęłam pod nosem. Głupio mruknęłam :lol: Celujesz w plecak :)
olir1987 19 listopada 2014 20:55 Odpowiedz
fajne te kurczaki;)
bakerlady 21 listopada 2014 18:21 Odpowiedz
pisz , pisz dalej, nie moge sie doczekać czy na końcu kurczak skonczy na rożnie ! :mrgreen:
mashacra 21 listopada 2014 21:55 Odpowiedz
Myślę, że spokojnie można tu umieścić namiary na "kapitana". Chyba, że chcesz specjalnie ograniczyć krąg odbiorców ;)
japonka76 23 listopada 2014 10:43 Odpowiedz
Kurczak, nie kurczak, ale jesteś szalona :D
natalia 23 listopada 2014 14:21 Odpowiedz
Fantastyczna relacja!!
lukste9 23 listopada 2014 18:29 Odpowiedz
Bardzo mi sie podoba twoja relacje.Chce sie wiecej:D
serror 23 listopada 2014 18:42 Odpowiedz
Świetna relacja, wspaniale się czyta i ogląda zdjęcia :D Gratuluję wyprawy!
marcino123 24 listopada 2014 20:47 Odpowiedz
Nie chcę marudzić, ale...całe forum odświeża Twoją relację w oczekiwaniu na ciąg dalszy ;)
mashacra 24 listopada 2014 23:44 Odpowiedz
Nie ma co marudzić tylko trzeba czekać na mail z powiadomieniem o odpowiedzi w subskrybowanym temacie ;)
mareckipl 25 listopada 2014 22:46 Odpowiedz
Jeden naprawdę twardy kurczak, samemu pływając niezgorzej nie wiem czy byłbym skłonny wyskoczyć z łodzi na środku akwenu :D A relacja i zdjęcia jak zwykle najwyższych lotów.
olus 25 listopada 2014 23:41 Odpowiedz
Wycieczka z przygodami, ale widzę tu jeden wielki plus. Mieliście zapewne rzadką okazję do zobaczenia Maya Beach nie zastawionej całkowicie łódkami. My robiliśmy podobną wycieczkę i postanowiliśmy popłynąć tam jak najwcześniej rano. Oczywiście umówiliśmy się na konkretną godzinę, ale jak to w Tajlandii, wypłynęliśmy prawie godzinę później. I tak mieliśmy szczęście bo połowa plaży nie była jeszcze zastawiona, chociaż turystów było już całkiem dużo.Jaskini też nie zwiedzaliśmy, chociaż była teoretycznie jednym z punktów wycieczki. Co ciekawe, w czasie kiedy tam byliśmy ta jaskinia była zamieszkana przez jakichś ludzi. Widać było, że się całkiem nieźle urządzili :)Szkoda, że nie zdecydowaliście się na wycieczkę obejmującą też Bamboo Island. Dla mnie to chyba najfajniejsze miejsce z całego dnia. Mała wysepka, którą można obejść dookoła. Po jednej stronie tłumy ludzi i łódek, ale wystarczy odejść kawałek dalej a tam biały piasek, skałki, lazurowa woda i pusto, wszystko tylko dla nas :)
lukkaas 26 listopada 2014 00:04 Odpowiedz
Jeszcze, jeszcze, jeszcze :)))))Relacja mistrzowska!!!!
pitrazzz 26 listopada 2014 00:32 Odpowiedz
Wspaniała relacja! Piękne zdjęcia i w szczególności opisy:)
hamada 30 listopada 2014 13:06 Odpowiedz
Nie będę oryginalna jeśli powiem, że relacja była mega! Dziękuję, dawno się tak nie uśmiałam!
snieguu 1 grudnia 2014 00:54 Odpowiedz
kurczak kurczakiem ale z tego co czytam, póki co, nie daliście się namówić na "łooonneee masaaaażżż?" :D :)
olir1987 2 grudnia 2014 07:41 Odpowiedz
teraz z jeszcze większą niecierpliwością czekam na kolejną część i info o słoniach;)
sebciu88 2 grudnia 2014 10:01 Odpowiedz
Geniusz pisarstwa drobiowego!! :)
popcarol 2 grudnia 2014 10:16 Odpowiedz
Super relacja, z niecierpliwoscia czekam na kolejne odcinki!!! :)
maciek 2 grudnia 2014 10:21 Odpowiedz
Świetnie się czyta relację, szczególnie świeżo po powrocie z tych samych miejsc. Akurat my byliśmy na wyspach nastawienie bardziej na wypoczynek, więc to bardzo ciekawe zobaczyć co nas ominęło.
jasiub 2 grudnia 2014 11:20 Odpowiedz
Dopiero teraz przeczytałem relację. Zdecydowanie dołączam do grona fanów Twojej twórczości :)
wojtkow 2 grudnia 2014 15:18 Odpowiedz
Super relacja, też chcę być kurczakiem!Na razie dodałem relację do grzędy obserwowanych :)
djadkjgu 2 grudnia 2014 15:56 Odpowiedz
super relacja! :D chyba najfajniejszą jaką czytałam z Tajlandii, ma coś takiego fajnego, naturalnego w sobie :D no i oczywiście dużo dobrego humoru! miło sobie wiele sytuacji tajskiego życia przypomnieć, a do kilku kolejnych czuję się zmotywowana ;)
poochaty 4 grudnia 2014 15:00 Odpowiedz
Fajna relacja. Jakos do tej pory Tajlandia mi nie robila, ale po przeczytaniu Twojej relacji zastanawiam sie czy nie pojechac tam z moim stadem. Musze tylko sie zastanowic, czy 5-latka da rade.
shiro503 5 grudnia 2014 00:21 Odpowiedz
Urocze jak dobra powieść.... miałem w planach poczytać wieczorem Dostojewskiego, ale ostatecznie, skończyłem na Być jak kurczak:)
waldek99 5 grudnia 2014 01:33 Odpowiedz
Kobieto prosimy o Wiecej. Jak sobie poczytam do poduszki to Potem pol nocy kombonuje jak tam pojechac
pytusia84 5 grudnia 2014 15:48 Odpowiedz
Wkręciłam się na maxa w tę relację :) Nie znam Cię ale jakoś strasznie Cię polubiłam :) Świetnie się to czyta i już nie mogę się doczekać fragmentu ze słonikami :) A wątek z kapitanem i synkiem mega wzruszający. Tak jak generalnie podczas czytania całej relacji wciąż się uśmiecham... Baaa wręcz zacieszam tak, że najbliżsi zaczynają się o mnie martwić, tak przy tym fragmencie naprawdę zakręciła mi się łezka w oku.... Czekam na więcej :)
peterjab 6 grudnia 2014 11:16 Odpowiedz
Bardzo fajnie czyta się Twoją relację - z taką lekością napisane. I z poczuciem humoru. Taki pstryczek (malutki) - dlaczego piszesz dworzec pociągowy a nie kolejowy?Ja rownież dołączam się do grupy niecierpliwie oczekującej na kolejne odsłony Kurczaka :)
mashacra 6 grudnia 2014 11:30 Odpowiedz
:lol: Kurczę :lol: czekam, aż kurczakowi w końcu łeb urwą i stanie się niezależnym indykiem :D
poochaty 7 grudnia 2014 12:37 Odpowiedz
Małe pytanko: czy w tych mniej turystycznych rejonach, w autobusach, pociągu... spotykałaś turystów z dzieciakami?
jobi 7 grudnia 2014 19:50 Odpowiedz
Kurczak, jesteście mega pozytywni, wspaniale chwytasz otoczenie i zbierasz gwiazdki - w jedną i w drugą stronę.Jeździj jak najwięcej i pisz. Pięknie dziękuję.
jekaterina 7 grudnia 2014 23:27 Odpowiedz
fantastyczna relacja! pomyśleć, że do tej pory nie ciągnęło mnie do tajlandii. powinnaś dostawać od hodowców darmowe bilety za robienie dobrego pr-u;)
olir1987 8 grudnia 2014 08:31 Odpowiedz
tego mi brakowało takiego megaaaaa opisu elephant world. twierdzisz że nie oddasz tego słowami a właśnie to zrobiłaś!!! brawo!
popcarol 8 grudnia 2014 08:39 Odpowiedz
Super! Byłam na nie i nie pojechalismy tam, teraz żałuję.. następnym razem na pewno nadrobimy:)pozdrawiam!!!
kspr 9 grudnia 2014 11:07 Odpowiedz
Odnośnie wątku słoniowego, mogę również śmiało polecić Elephant Nature Park w okolicach Chiang Mai. http://www.elephantnaturepark.org/Naszą relację z rezerwatu możecie znaleźć pod https://gdziesakasperki.wordpress.com/2014/11/24/z-wizyta-u-sloni/ . Zapraszam!
poochaty 9 grudnia 2014 21:28 Odpowiedz
Genialna relacja.. tylko trochę wkurza oczekiwanie na ciąg dalszy ;)
olajaw 12 grudnia 2014 13:23 Odpowiedz
Twoje relacja jest jak bardzo dobry serial - czekamy na kolejne odcinki z niecierpliwością :D Ale niestety zapowiada się już finał sezonu czyli ostatni odcinek... :( Jak żyć?? :DKiedy następny sezon? :D Wybierasz się znów gdzieś? :D
asiasz 12 grudnia 2014 14:15 Odpowiedz
Koleżanko Pestycydo! Lojalnie Cię uprzedzam że przez Ciebie staję sie bardziej nerwowa: ciągle wchodzę na forum i szukam, czy już jest ciąg dalszy relacji. Jak za chwilę będę musiała udac się do terapeuty z tym problemem, to Ci wyślę rachunek, bo to przez Ciebie będzie.Pisz Kobieto, bo cudnie to robisz :D .
matmax3 12 grudnia 2014 14:39 Odpowiedz
Więcej!!!!:D Relacja Bomba :) aż chyba wybiorę się tam by zobaczyć te słonie;) :D
olir1987 15 grudnia 2014 08:34 Odpowiedz
a zadam pytanko, dlaczego niektóre słonie maja łańcuchy?
pestycyda 15 grudnia 2014 09:36 Odpowiedz
Łańcuch ma Johnny, bo jest w okresie dojrzewania, czyli bardzo niespokojny i zaczepny (o czym świadczy jego trąba). Jak mówili pracownicy, słucha tylko swojego mahouta, więc gdy ten od niego odchodzi, dla bezpieczeństwa wszystkich (ludzi, innych słoni i samego siebie) jest przypinany na łańcuchu (ale dosyć długim). Tylko on nosił łańcuch, żeby szybko mahout mógł go przypiąć, gdyby wydarzyło się coś niespodziewanego. Widziałam też słonia przypiętego łańcuchem przy placu zabaw (chyba jest nawet na zdjęciu), gdy mahout musiał gdzieś iść. Niektóre słonie śpią w czymś w rodzaju stajni - myślę, że na noc też są tam przypinane. Jak podkreślali pracownicy, to jednak duże, silne i dzikie zwierzęta. Każdy z nich ma inny charakter i przeszłość, co może wpływać na ich zachowanie i stopień oswojenia. olajaw napisał: Ale niestety zapowiada się już finał sezonu czyli ostatni odcinek... I, jak w serialu, będą zwroty akcji :D
mashacra 16 grudnia 2014 00:26 Odpowiedz
No właśnie z niepokojem patrzę na te zmiany :mrgreen:Ja się pytam gdzie się podział starszy kurnikowy? Gdzie są karteczki?.... Podejrzewam, że to długotrwały dostęp do 7eleven tak Was zmienił ;) Czekam, czekam, czekam....
wojtkow 27 grudnia 2014 17:50 Odpowiedz
Żal że ta relacja już się skończyła. Mam nadzieje, że wkrótce pojedziesz gdzieś na kolejną wyprawę i znowu uraczysz nas opisami potyczek kurczaka z hodowcami :)
ladyage 27 grudnia 2014 18:14 Odpowiedz
Jakimś cudem dopiero dziś przeczytałam tą relację, i od razu finał - choć z chęcią czytałabym dalej :-))) Podziwiam Twoją lekkość pióra, poczucie humoru i wrażliwość w stosunku do zwierząt (oraz różnic kulturowych ;-) Mam nadzieję że jeszcze nieraz będzie możliwość przeczytania tutaj Twoich relacji z podróży.
natalia 27 grudnia 2014 18:35 Odpowiedz
Kiedy następna relacja?:)
mareckipl 27 grudnia 2014 18:44 Odpowiedz
Dzięki za włożony wysiłek, jeszcze raz powtórzę - fantastyczna relacja, z niecierpliwością będę czekał na kolejną w Twoim wykonaniu ;)
ciri 27 grudnia 2014 19:18 Odpowiedz
Dzięki za poświęcony czas! To jest zdecydowanie moja najulubieńsza relacja na forum do tej pory ;) Życzę Ci jak najwięcej fajnych wypraw w przyszłości, nie tylko dlatego, że jesteś mega pozytywną osobą i sama relacja sprawia, że Cię lubię :D ale także dlatego, że liczę na kolejne świetne opisy. Tak jak poprzednicy - chcę więcej!
olajaw 28 grudnia 2014 01:07 Odpowiedz
Świetna relacja! :D Masz lekkość w pisaniu, więc nie zmarnuj tego :D (taka zachęta do dalszego podróżowania i pisania :D )Pozostało nam czekać na kolejna Twoją wyprawę, czyli s02e01 :D
jobi 28 grudnia 2014 16:22 Odpowiedz
A to na osobę czy na dwójkę? Tak czy siak niewiele, Wasza kariera jako kurczaki dobiega chyba końca, indyki jesteście i basta :lol:
pestycyda 28 grudnia 2014 16:29 Odpowiedz
Na osobę, niestety :) Ale też się pozytywnie zaskoczyłam :) zawsze się boję tych podsumowań, bo wiadomo jak to wcześniej wygląda :DNatomiast dotarło do mnie, o ile taniej można to zrobić :) Ale niczego nie żałuję :)
olus 28 grudnia 2014 19:45 Odpowiedz
Dzięki za relację, aż szkoda, że to już koniec :) Akurat tak się składa, że odwiedziliście większość miejsc, w których ja też byłam, więc mam do nich osobisty i emocjonalny stosunek. Tym fajniej mi się czytało i oglądało znajome rzeczy.
letadeko 28 grudnia 2014 20:18 Odpowiedz
Jestem pozytywnie porażony tą relacją:-) Po jej przeczytaniu chcę tam jechać koniecznie poza sezonem....
ipkol 28 grudnia 2014 20:49 Odpowiedz
No cóż, wszystko co dobre szybko się kończy. To teraz tylko obiecaj nam, że w 2015 naskrobiesz coś jeszcze : )
cappricio 30 grudnia 2014 15:03 Odpowiedz
naprawdę fantastyczna!teraz zaczynam czytać od nowa, czerpiąc informacje praktyczne :]
matmax3 4 stycznia 2015 14:35 Odpowiedz
:D przez tą relacje dodałem do mojej Kwietniowej podróży Elephant World już sie doczekać nie umiem:) hmmm no ale też jestem ciekaw czy cenowo podobnie wyjdę na tym :) ja mam jeszcze Kuala Lumpur i Singapur :)
pestycyda 5 stycznia 2015 12:49 Odpowiedz
Bardzo się cieszę, że się jednak zdecydowałeś :) udanej wyprawy! I koniecznie opisz po powrocie swoje wrażenia :) i wydatki :D
kami-7 26 stycznia 2015 10:56 Odpowiedz
Niesamowita relacja! Trafiłam na nią przez przypadek, ale tak bardzo mnie zauroczyla, że aż musiałam się zarejestrować na forum, aby wyrazić swoj zachwyt:) a teraz pluje sobie w brodę, że nie zarejestrowalam się wcześniej i przez to nie mogę oddać głosu w konkursie:
itsaga 1 lutego 2015 22:23 Odpowiedz
Niesamowita relacja ! Na prawdę ciekawa i zabawna jednocześnie, cała przeczytałam z uśmiechem na twarzy. Planuje wycieczke do Tajlandii kiedyś w przyszłości, a dzięki tobie dowiedziałam sie duzo fajnych rzeczy ktore na pewno nie jednemu podroznikowi pomoga. Czekam na kolejną relacje z niecierpliwością ! :)
karul 2 lutego 2015 15:07 Odpowiedz
Hej,W którym ośrodku nocowaliście na Koh Lanta? Też tam chcę pojechać:) Niestety nie mogę znaleźć tego w Twoich postach:(
popcarol 2 lutego 2015 15:15 Odpowiedz
Pestycyda, gdzie wybierasz sie teraz? Czekam na kolejna superowa relacje:)
pepcio666 2 lutego 2015 18:34 Odpowiedz
Relacja świetna! Jednak pod koniec 3 strony niestety przestają działać zdjęcia.... Ktoś wie co może być powodem/jak to naprawić?
pestycyda 2 lutego 2015 19:26 Odpowiedz
Bardzo dziękuję za miłe słowa :)@karul - Lanta Coral Beach Resort. Bardzo polecam:) przynajmniej poza sezonem, nie wiem jak tam wygląda w sezonie. Sprawdzałam dziś na booking.com i jedno wiem, niestety - drożej :/ a skoro wybierasz się na Koh Lantę, to może odwiedzicie lasy namorzynowe?...@popcarol - już za 16 dni! Wracam do Maroka! Cieszę się strasznie :)@pepcio666 - dziękuję za sygnał. Niestety, zbyt duża ilość odsłon i wyczerpał się limit przepustowości na darmowym koncie :/ przez dwa dni :/ w przyszłym miesiącu się zresetuje i zdjęcia wrócą. Na razie kombinuję coś innego i mam nadzieję, że się uda. Przepraszam, bo to żadna przyjemność czytać relację bez zdjęć :(
karul 2 lutego 2015 22:36 Odpowiedz
@pestycyda Dzięki:) pewnie odwiedzimy też i lasy namorzynowe, będziemy mieć trochę czasu. Powodzenia w Maroku inszallah;)
thetimeisnow 6 lutego 2015 02:07 Odpowiedz
Witam,Świetna relacja! Czytałem z zapartym tchem jak dobry thriller :) szczególnie, że sam przygotowuję się właśnie do zjechania całej Tajlandii na rowerze i zamierzam jak najwięcej spać pod namiotem :)I tutaj mam pytanie. Najbardziej boję się chyba jakiejś tropikalnej choroby. Na razie zaszczepiłem się na WZW A i B, meningococi, salmonellę i tężec. Dwa pytania:1. Czy polecacie jeszcze jakąś szczepionkę2. Czym okazała się ta wysoka temperatura u Marcina ???Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję za super relację! Zacznij pisać bloga podróżniczego! :)
pestycyda 6 lutego 2015 17:36 Odpowiedz
Super pomysł z tym rowerem:) opisz potem koniecznie wszystko. Powodzenia! :)Jak chodzi o szczepienia, to mieliśmy jeszcze polio i dur brzuszny. Do meningokoków nasza pani doktor nie była przekonana - uznała, że w Tajlandii aż takiego zagrożenia nie ma, natomiast zalecała je, gdybyśmy się wybierali do Afryki (oczywiście w niektóre rejony). Zastanawialiśmy się jeszcze wspólnie nad wścieklizną - stwierdziła jednak, że przy zachowaniu podstawowych środków ostrożności,nie ma to sensu.Jeśli chodzi o Marcina, to do tej pory nie wiemy :shock: Objawy były jak podręcznikowy przykład malarii. Po podaniu uderzeniowej dawki (2 tabletki naraz) Malarone, potem już standardowo (tabletka dziennie) dokończył opakowanie. I przeszło. Po powrocie do Polski byliśmy przekonani, że okaże się, że malarię jednak przechodził. Jednak badania tego nie wykazały (pierwsze badanie z krwi wykazuje tylko obecność przeciwciał - czyli że albo w tym momencie ma, albo miał. Potem dopiero robi się badanie szczegółowe, z którego wychodzi, czy malaria to przeszłość, czy teraźniejszość :) w naszym przypadku nie było potrzeby robienia drugiego badania). Wiem tylko tyle, że on ma wybitnie odporny i szybko regenerujący się organizm (tfu, tfu :D , więc może to jednak była malaria, tylko Malarone i umiejętności regeneracyjne się z nią do końca uporały? Nie umiem Ci odpowiedzieć na to pytanie :/ Lekarze też nie potrafili.Pozdrawiam:)
pawe-p 8 lutego 2015 12:17 Odpowiedz
Pestycyda - gratulacje. Jedna z najlepszych relacji na forum. Na kolejny wyjazd proponuję Birmę :). Sam próbuję się zebrać od dwóch lat, chętnie przeczytam Twoją relację zanim w końcu dotrę :D
adamp54 8 lutego 2015 19:25 Odpowiedz
Bardzo miło się czytało - masz niewątpliwy talent (czytało się jak książkę Beaty Pawlikowskiej). Przywołałaś wspomnienia z miejsc które widziałem (Bangkok, Ayutthaya, Koh Samui, Ang Thong ... Z różnych względów podróżuje wysokobudżetowo i zazdroszczę Ci tego jak wspaniale można podróżować o wiele taniej i ... z przygodami.Życzę kolejnej wspaniałej wyprawy !P.S. To że nie wytargowaliście każdego THB - nic nie szkodzi - tego czego nie trawię w niektórych relacjach to walka o każdy grosz z miejscowymi jak o niepodległość. Was po prostu da się zwyczajnie lubić.
marcin_gwe 8 lutego 2015 19:48 Odpowiedz
Zdecydowanie najlepsza "relacja" jaką czytałem. Gratuluję i pozdrawiam...
serniczek 8 lutego 2015 21:47 Odpowiedz
Rewelacyjna relacja :D Życzę kolejnych udanych wyjazdów i relacji :)
zannetta11 10 marca 2015 02:07 Odpowiedz
Hekarelacja super przeczytałam jednym tchemmam pytanie co do lasów namorzynowych, w którym dokładnie miejscu na wyspie jest przystańdziękuje za wskazówki
marcant 10 marca 2015 18:24 Odpowiedz
Na zdjęciu zaznaczyłem miejsce przystani. Mam nadzieje, że trafisz. Warto ;)
igarybka 5 czerwca 2015 18:22 Odpowiedz
Świetna relacja!
grzesiu-pierdulka 8 października 2015 19:57 Odpowiedz
pestycyda napisał:(w przypadku kolegi + jeszcze 721 zł garnitur :)Droga Pani Pestycydo!Czy mogę liczyć na jakiś namiar do fashionu, w którym ubierał się kolega i był zadowolony? :)Można prosić o wiadomość tutaj albo na PW?
grzesiu-pierdulka 10 października 2015 13:22 Odpowiedz
Pestycydo! Dziękuję bardzo za odpowiedź na PW. Niestety nie mogę odpisać na PW, nie wiem dlaczego, ale mogę śmiecić w tym wątku... :DJeszcze raz dziękuję :)
vivere 10 października 2015 19:41 Odpowiedz
@grzesiu_pierdułkajeszcze jeden post i dostąpisz zaszczytuPrzepraszam za OT ale chciałem uświadomić nowego z ciekawym nickiem ;)
joapiw 25 listopada 2015 12:00 Odpowiedz
@ pestycyda wiem, że temat ma już chwilę ale jeśli jeszcze tu zaglądasz czy mogłabym prosić o kontakt do tego genialnego hostelu w Bangkoku na maila joapiw[at]gmail.com z góry dziękuję, niestety ponieważ jestem głownie biernym uczestnikiem forum nie mogę wysłać Ci wiadomości na priv
uran 10 grudnia 2017 09:58 Odpowiedz
@pestycyda czy jest szansa na ponowny upload zdjęć? :)
pestycyda 11 grudnia 2017 19:57 Odpowiedz
@uran, tak :) powoli wgrywam zdjęcia do wszystkich relacji od nowa, ale to naprawdę strasznie mozolna robota :/ Idzie ślamazarnie, ale mam nadzieję, że w końcu pojawią się ponownie i już zostaną w nich "na zawsze" :) Pozdrawiam:)
uran 12 grudnia 2017 23:55 Odpowiedz
Dziękuję :)
katkra 11 stycznia 2018 14:45 Odpowiedz
Super się czytało,czekam na zdjęcia:)
flower188 24 stycznia 2018 14:14 Odpowiedz
drogi kurczaczku już z wolnego wybiegu :)oprócz ponownego załadowania zdjęć, na które bardzo, bardzo, czekam ciekawi mnie jeszcze chyba nieuwzględniona w kosztorysie dla całokształtu kwota biletu lotniczego? Biję się z myślami kupna biletów i cena wydaje mi się przeciętnie atrakcyjna, choć może to być skrzywienia po kupnie bezpośredniego przelotu WAW- Saigon za 750pln...(jakoś mam cichą nadzieję na ustrzelenie podobnej okazji mimo terminu okołomajówkowego przy czym kierunek niekoniecznie Tajlandia bo wtedy zależny od ceny). Termin dla nas idealny, plan wyjazdu po Twojej relacji już mam w miarę skrojony: 2 dni w Kachananburi, 1 Bangkok, 6 Koh Samui, 4 Koh phangan,1 Bangkok - zawsze jakoś tak przerażał mnie przylot do Bangkoku i później transport na wyspy dosyć długi ale widzę że do ogarnięcia, choć u nas z 2 przedszkolaków.Pisz więcej i życzę powodzenia w konkursie z relacją z Kambodży!
pestycyda 25 stycznia 2018 09:12 Odpowiedz
@flower188, zdjęcia powoli wgrywam ponownie:/ ale naprawdę powoli :/ :D w paru pierwszych postach już są, w pozostałych pojawią się...no...pojawia się! :D Za bilety płaciliśmy 1975 zł. (niestety, nie umiem wyszukiwać takich naprawdę tanich biletów:/ jak przeczytałam o Twoim Sajgonie, to ...ech, zazdroszczę :) Lećcie koniecznie! Przejazd nocnym pociągiem w stronę wybrzeża nie jest taki straszny, spokojnie śpisz, a cały czas się przemieszczasz. Ale czy 6 dni na Koh Samui to nie za dużo? Przemyśl, czy nie lepiej skrócić pobyt tam i przemieścić się na drugą stronę - w kierunku Koh Lanty i Phi Phi? Tam też jest pięknie... :) A dla przedszkolaków atrakcją będzie również Lop Buri, niedaleko Bangkoku. Powodzenia w polowaniu na bilety!P.S. Niby "wolny wybieg", ale cały czas jakoś podświadomie przyciągamy hodowców, a potem im ulegamy (w dodatku z radością). Jakiś taki charakter, niewolniczy :/ :D flower188 napisał: życzę powodzenia w konkursie z relacją z Kambodży!Nie-dziękuję ;) :* Pozdrawiam!
flower188 25 stycznia 2018 09:51 Odpowiedz
dzięki za sugestie! to tylko ramowy plan, naogol rezerwujemy noclegi z opcja bezplatnego odwolania i bez przedplaty wiec zawsze pozniej jestemy jako tako elastyczni; jeszcze właśnie Ayuthaya i Lop Buri też wchodza w gre jezlei tylko uda się dzieciaki wyciagnac z basenu/plazy ;) oj jak w Wietnamie marudzily zawsze przed wyjazdem na zwiedzanie! a pozniej zachwycone :)te bilety to chyba taki ślepy traf jednorazowy był i rozbestwiło nas to strasznie (w drobiowej konwencji: trafiło się nam jak ślepej kurze ziarno ;) majac dostep do systemow rezerwacyjnych biur podrozy czartery moge sobie sama klepnac/przyblokowac bilety i mam szybkie info o takich hitach; ta Tajlandie wyszukalam za 1650 i ciagle sie waham bo wlasnie to bezposrednio u linii lotniczej wiec nie mam nad tym pelnej kontroli "slużbowo" tak jak nad czarterami...
buby 27 lutego 2018 17:41 Odpowiedz
Proszę proszę proszę o zdjęciachce być kurczakiem chociaż przed monitorem :)