Natalka skacze, nie chce wracać. - Mama tu jest super! Lubię góry!
Droga powrotna mija bardzo szybko, duża część trasy jest z górki.
C.d.n.Sarakiniko do tego stopnia spodobało się Natalce, że kolejnego dnia także chce tam pójść. Jednak nie byłabym sobą, gdybym nie uderzyła w inny, nieznany jeszcze zakątek. Internetu ciągle nie mamy, więc nie mam możliwości wyszukania grafiki z miejsc, do których chcę się udać, ale wyspa mnie tak zauroczyła, że idziemy w ciemno
;) Droga jest dość ciężka z wózkiem, wije się pod górę, potem ostro w górę, a gdy już myślałam, że osiągnęliśmy szczyt, okazuje się, że jest jeszcze wyżej
:lol:
Widoki jednak wynagradzają wszystko.
W oddali znane nam już Trypiti i Plaka:
W końcu dla odmiany droga zaczyna opadać na odcinku ok. 700 m. Postanawiam zostawić wózek, bo niedługo i tak będziemy tędy wracać. Widzimy pierwszy prom podczas naszego tygodniowego już pobytu.
Dochodzimy do małej wioski Schinopi.
Plaża jest tu nieciekawa, brudna, piasek zaś ma dość osobliwy czarny odcień.
Dzieciaki hasają - chcieliby się wykąpać.
High five!
Choć przeraża mnie stromizna podejścia, czas ruszyć w górę. Następnym naszym punktem jest Klima - kolejna mała, urocza wioska. Droga przez kawałek wyłożona jest kamienistym brukiem - spróbujcie parasolką jechać po czymś takim
:lol:
Ostatni kilometrowy odcinek wiedzie ostro w dół. Zastanawiam się, czy nie lepiej znowu zostawić wózek na górze. Jednak rezygnuję z tego pomysłu, bo być może będziemy wracać przez amfiteatr, który widzieliśmy z góry kilka dni wcześniej.
Klima zauracza mnie od razu.
Spędzamy tu chwilę. Natalka znajduje małe kotki, z którymi nie chce się rozstawać. Wracając, robię rekonesans schodów wiodących do amfiteatru - są wąskie, a Błażejek nie umie jeszcze wchodzić po schodach. Z wózkiem musiałabym się nieźle szamotać. Postanawiam wrócić asfaltem, kilometr w górę. Nagle słyszymy auto - jakimś cudem ktoś się tu znalazł w tym wyludnionym zakątku. I do tego jedzie w tym samym kierunku, w którym zmierzamy, łapiemy więc stopa
:mrgreen: Nasz kierowca wygląda na człowieka sporo po pięćdziesiątce, ma czwórkę dzieci w wieku 2-13 lat i ma bardzo dobre zdanie o Polakach. Pewnie dlatego postanawia nas odwieźć do naszego miasteczka
:lol: W drodze do apartamentu Natalka znajduje 3 małe kotki. Oczywiście nie chce już wracać do domu, tylko zostać z kotkami. Ewentualnie wziąć kotki na nocleg
:?
Tradycyjnie oglądamy zachód słońca, by wraz z nadejściem ciemności i ataku komarów, udać się na nocleg.
Nietrudno się domyślić, że i kolejnego dnia nie mamy internetu. Rano zagaduję córkę właścicielki, która informuje mnie, że o tej porze roku to normalne, że nie ma internetu. Grzecznie tłumaczę, że w opisie noclegu była informacja, że jest internet. Gdyby zaś było info o tym, że go nie ma, to bym wzięła nocleg gdzie indziej. Ok, rozumie, postara się coś zrobić, ale nie obiecuje.
Jedziemy do Plaki, po drodze spotykając znajomego już Greka, któremu chyba wpadła w oko samotna matka z dwójką dzieci. Koleś zadaje mi pytanie na poziomie gimbazy: "do you have a boyfriend". Nie mogę się powstrzymać i wybucham śmiechem. Boyfriend
:shock:
:lol: Dawno się tak nie ubawiłam. W Place nie udaje nam się wejść do muzeum archeologicznego (poniżej z lewej), gdyż w poniedziałki jest zamknięte.
Plaka jest uroczym miasteczkiem.
Postanawiamy coś zjeść przed dalszą naszą podróżą. Właściciel jest na tyle miły, że zamyka furtkę, by Błażejek nie wychodził na ulicę. Gotuje tylko dla nas, bo nie ma innych klientów. Zagaduje i gra z Błażejkiem w piłkę, tak że udaje mi się w końcu zjeść jak człowiek - ciepły posiłek i bez dziecka na kolanach.
:lol:
Natalce nic więcej do szczęścia nie trzeba - koty lgną do niej jak muchy do miodu:
Jedzenie jest przepyszne i mogę z czystym sumieniem tę miejscówkę polecić.
Wewnątrz imponująca kolekcja:
Jedno z zaserwowanych dań - bakłażany z parmezanem:
Po pysznym i sytym posiłku ruszamy dalej - do Mandrakii.
Droga znowu idzie ostro w dół, więc zostawiam wózek, aby wziąć go w drodze powrotnej.
Proszę mnie poprawić jeśli się mylę...agenci na lotnisku chyba obsługują wiele linii lotniczych, a nie tylko jedną i nie są pracownikami tejże linii, tylko jak w przypadku Okęcia firmy Welcome Airport Services ?Jeśli tak jest to pretensje autorki powinny być skierowane do w/w firmy, a nie do linii lotniczej, po prostu koleżanka trafiła na niedouczonych pracowników, co jest bardzo częste z powodu dużej rotacji na tych stanowiskach (zazwyczaj są to młodzi ludzie zatrudniani na śmieciówkach za marne grosze).
dziękuję za wasze komentarze i uwagi
:) @LaVarsovienne nie złożyłam pozwu, doszłam do wniosku, że facet mi się przyda podczas naszego tripu w Argentynie - mamy 1500 km do przebycia
;)@Marysiek na co dzień z nimi jestem, poza tym jak to mówią: małe dzieci - mały kłopot
;)@piotrek.s zazdroszczę, może mi też kiedyś się uda wrócić, bo wyspa mnie zauroczyła@04patryk12 tu może wyjść moja ignorancja, jednak wydaje mi się, że zarówno pracownicy check-in jak i Pani kierująca kolejką mieli uniformy i logo aegean - przyznaję jednak, że bardziej zwracałam uwagę na juniora, bo biegał po hali i dokazywałnie chciałam też, aby moja relacja została odebrana jako pretensjonalna, może za dużo emotikonów dałam a może za mało
;) fakt, uważam że na zbyt profesjonalną obsługę nie trafiliśmy, ale nic się z tego powodu nie stało, przy dzieciach staram się przyjmować postawę stoicyzmu rodzicielskiego (czyli "wszystko mi wisi") - inaczej pewnie bym się wykończyła pierwszego dnia
;)@ZENNNEK mówisz, że z mamusią jeszcze jeździsz?
;) a tak na poważnie - pojedź najpierw z jedną, zamiast skakać na głęboką wodę i jechać z dwoma@popcarol tak na razie Europa
;) tak jak mówisz - atrakcja dla dzieci i odskocznia od codziennościpogoda była idealna dla nas, chwilami aż za ciepło, ponad 20 stopni byłomy chodziliśmy na krótkich rękawkach, ale patrzyli na nas jak na dziwolągów, bo jednak miejscowi w kurtkachnie padało ani razu, 2 dni były wietrzne i było przez to chłodniej
Sarakiniko w listopadzie,jakie puste. W sezonie tam istne procesje i tłumy. Gratuluję chęci i odwagi pieszej wycieczki tam z Adamas. Autobusy już nie kursują? We wrześniu jak byłem to jeszcze 5 kursów dziennie było. Podjechałem autobusem a wracałem pieszo aż do Klimy przez Tripiti. Niby kilka km ,ale też męczące. Jak wyglądała kwestia otwartych knajpek wzdłóż drogi do portu i pysznego gyrosa przy przystanku autobusowym? Kiosk obok to niby całodobowy jest oraz markecik na przeciwko. Na dwa super markety w Adamas to stawiam,że otwarty był ten Carrefour,bo większość miejscowych w nim robi tylko zakupy.A propo pogody ,to trafiliście w 10 tkę, bo nawet w kwietniu bywa takhttps://www.youtube.com/watch?v=TsnH00fzASg
dziękuję andrzejdz
:)autobusy już nie kursują, jeżdżą tylko do Plaki - 4 na dzień, dwa do Pollonii i do Zefyrii.Ja do Klimy szłam z Adamas - to będzie w kolejnej części relacji - najbardziej męcząca trasa z mojego wyjazdu, ale to z uwagi na to, że wózek miałam, a trasa dziurawa i częściowo brukowana.Wzdłuż drogi do portu może ze 3-4 knajpki otwarte, wszystko inne już zamknięte, nawet bankomaty
;)pysznego gyrosa przy przystanku nie próbowałam (to ta knajpa z rybami w kulach przy wejściu?), jadłam w knajpce po drugiej stronie ulicy - bardzo dobre jedzenie.Markety były otwarte 2.Filmik mega. Pogodę mieliśmy faktycznie piękną, tylko 2 pierwsze dni wietrzne, ale jednak nie było tak masakrycznie.
Niech mi jeszcze ktoś powie, że z dziećmi nie da się podróżować. Że trzeba koniecznie wakacje all-inclusive, więc brak kasy, bo wczasy zaczynają się od 2 tyś. Brawo dla koleżanki ;))) Dzieci pod pachę i do przodu ;D. Pozdrawiam wszystkich histeryków i to nic że pewnie mi się za to zbierze.
Niech mi jeszcze ktoś powie, że z dziećmi nie da się podróżować. Że trzeba koniecznie wakacje all-inclusive, więc brak kasy, bo wczasy zaczynają się od 2 tyś. Brawo dla koleżanki
;))) Dzieci pod pachę i do przodu ;D. Pozdrawiam wszystkich histeryków i to nic że pewnie mi się za to zbierze.
Natalka skacze, nie chce wracać.
- Mama tu jest super! Lubię góry!
Droga powrotna mija bardzo szybko, duża część trasy jest z górki.
C.d.n.Sarakiniko do tego stopnia spodobało się Natalce, że kolejnego dnia także chce tam pójść. Jednak nie byłabym sobą, gdybym nie uderzyła w inny, nieznany jeszcze zakątek.
Internetu ciągle nie mamy, więc nie mam możliwości wyszukania grafiki z miejsc, do których chcę się udać, ale wyspa mnie tak zauroczyła, że idziemy w ciemno ;)
Droga jest dość ciężka z wózkiem, wije się pod górę, potem ostro w górę, a gdy już myślałam, że osiągnęliśmy szczyt, okazuje się, że jest jeszcze wyżej :lol:
Widoki jednak wynagradzają wszystko.
W oddali znane nam już Trypiti i Plaka:
W końcu dla odmiany droga zaczyna opadać na odcinku ok. 700 m. Postanawiam zostawić wózek, bo niedługo i tak będziemy tędy wracać. Widzimy pierwszy prom podczas naszego tygodniowego już pobytu.
Dochodzimy do małej wioski Schinopi.
Plaża jest tu nieciekawa, brudna, piasek zaś ma dość osobliwy czarny odcień.
Dzieciaki hasają - chcieliby się wykąpać.
High five!
Choć przeraża mnie stromizna podejścia, czas ruszyć w górę. Następnym naszym punktem jest Klima - kolejna mała, urocza wioska.
Droga przez kawałek wyłożona jest kamienistym brukiem - spróbujcie parasolką jechać po czymś takim :lol:
Ostatni kilometrowy odcinek wiedzie ostro w dół. Zastanawiam się, czy nie lepiej znowu zostawić wózek na górze. Jednak rezygnuję z tego pomysłu, bo być może będziemy wracać przez amfiteatr, który widzieliśmy z góry kilka dni wcześniej.
Klima zauracza mnie od razu.
Spędzamy tu chwilę. Natalka znajduje małe kotki, z którymi nie chce się rozstawać.
Wracając, robię rekonesans schodów wiodących do amfiteatru - są wąskie, a Błażejek nie umie jeszcze wchodzić po schodach. Z wózkiem musiałabym się nieźle szamotać. Postanawiam wrócić asfaltem, kilometr w górę. Nagle słyszymy auto - jakimś cudem ktoś się tu znalazł w tym wyludnionym zakątku. I do tego jedzie w tym samym kierunku, w którym zmierzamy, łapiemy więc stopa :mrgreen: Nasz kierowca wygląda na człowieka sporo po pięćdziesiątce, ma czwórkę dzieci w wieku 2-13 lat i ma bardzo dobre zdanie o Polakach. Pewnie dlatego postanawia nas odwieźć do naszego miasteczka :lol:
W drodze do apartamentu Natalka znajduje 3 małe kotki. Oczywiście nie chce już wracać do domu, tylko zostać z kotkami. Ewentualnie wziąć kotki na nocleg :?
Tradycyjnie oglądamy zachód słońca, by wraz z nadejściem ciemności i ataku komarów, udać się na nocleg.
Nietrudno się domyślić, że i kolejnego dnia nie mamy internetu. Rano zagaduję córkę właścicielki, która informuje mnie, że o tej porze roku to normalne, że nie ma internetu. Grzecznie tłumaczę, że w opisie noclegu była informacja, że jest internet. Gdyby zaś było info o tym, że go nie ma, to bym wzięła nocleg gdzie indziej. Ok, rozumie, postara się coś zrobić, ale nie obiecuje.
Jedziemy do Plaki, po drodze spotykając znajomego już Greka, któremu chyba wpadła w oko samotna matka z dwójką dzieci. Koleś zadaje mi pytanie na poziomie gimbazy: "do you have a boyfriend". Nie mogę się powstrzymać i wybucham śmiechem. Boyfriend :shock: :lol: Dawno się tak nie ubawiłam.
W Place nie udaje nam się wejść do muzeum archeologicznego (poniżej z lewej), gdyż w poniedziałki jest zamknięte.
Plaka jest uroczym miasteczkiem.
Postanawiamy coś zjeść przed dalszą naszą podróżą. Właściciel jest na tyle miły, że zamyka furtkę, by Błażejek nie wychodził na ulicę. Gotuje tylko dla nas, bo nie ma innych klientów. Zagaduje i gra z Błażejkiem w piłkę, tak że udaje mi się w końcu zjeść jak człowiek - ciepły posiłek i bez dziecka na kolanach. :lol:
Natalce nic więcej do szczęścia nie trzeba - koty lgną do niej jak muchy do miodu:
Jedzenie jest przepyszne i mogę z czystym sumieniem tę miejscówkę polecić.
Wewnątrz imponująca kolekcja:
Jedno z zaserwowanych dań - bakłażany z parmezanem:
Po pysznym i sytym posiłku ruszamy dalej - do Mandrakii.
Droga znowu idzie ostro w dół, więc zostawiam wózek, aby wziąć go w drodze powrotnej.
Dawno koloryt wody mnie tak nie zachwycił: