Z tego wzgórza powinien być piękny widok na obszar Annapurny ale niestety po deszczu ciągle wiszą grube chmury
Zeszło się nam troszeczkę a że zrobiło się bardzo po południu to spod pagody wracamy taksówką na Lakeview Road aby zjeść porządny obiad. Ło rety jak tu tanio! Patrzymy na kartę z tymi samymi potrawami co w tea-housach ale ceny są około 5-6 razy niższe. Zadowalam się kolejną porcją momo
No i na wieczór zakupy. No tak właśnie wyglądają przykładowe sklepy na Lakeview Road. Dobrze, że mamy zapas wagi w bagażach rejestrowych…. ? Jak się domyślacie można kupić absolutnie wszystko (buty, spodnie, kurtki, polary, softshelle, goretexy, koszulki termiczne, plecaki itp.) brandowane dowolną znaną outdorową marką za cenę, po negocjacjach, zwykle dwucyfrową (w złotówkach)
Następnego dnia mamy w planach przejazd do Kathmandu. Nasz właściciel hotelu proponuje nam busik z klimatyzacją po przystępnej cenie i decydujemy się na niego. No jak miło i wygodnie śpi się w normalnym łóżku, kiedy jest ciepełko i jutro nie trzeba już wstawać do wspinaczki na mrozie…
c.d.n.Pokhara zrobiła na mnie naprawdę fantastyczne wrażenie. Jest czysto, panuje fajna atmosfera i jest naprawdę co robić. Trochę żałujemy, że spędziliśmy tu tylko jedno popołudnie. Ale na pewno tu jeszcze wrócę.
Raniutko jeszcze możliwość rzutu okiem z dachu na Himalaje. Tu widać szczyt Machhapuchhre, prawie 7000 metrów w masywie Annapurny.
Czas zabrać się do Kathmandu. Kierowca busika (oczywiście elektrycznego) twierdzi, że dojedziemy w około 8 godzin. Prawda jest jednak bolesna. Droga zajmuje nam okrągłe 11 godzin wliczając dwie przerwy na lunch i podładowanie busa. Wieczorem naprawdę żałujemy, że nie dołożyliśmy trochę kasy i nie przelecieliśmy tego dystansu lokalnym samolotem…. No ale trudno. Trasa Pokhara – Kathmandu to albo korki albo niekończąca się przebudowa lub remont drogi. Tym razem klima nam przydała się nie tyle do schłodzenia wnętrza co do możliwości ograniczenia wdzierania się ton pyłu do środka.
Właściciel naszego hotelu w Pokharze doradził nam, abyśmy po drodze zatrzymali się na jedzenie i przepłukanie gardła w browarze Barahsinghe, który znajduje się mniej więcej w połowie drogi. Z dobrej rady zawsze warto skorzystać
:D
Wjeżdżamy na teren browaru, gdzie nad brzegiem rzeki mieści się stylizowana na bawarską gospoda piwna
W wyborze piwa pomaga znana nam dobrze deska ?
Super miejsce na posiłek i przepłukanie gardeł po pyle drogi.
Mijamy jeszcze przydrożne wesele
W Kathmandu nie pozostaje nam już nic innego jak wieczorna przekąska i spanie. Wynająłem ten sam tani hotel w Thamel co na pierwszą noc. Już nie przez znany portal tylko bezpośrednio od właściciela – wyszło kilkanaście procent taniej. Następny dzień przeznaczony był jako dzień awaryjny na wypadek przedłużenia trekkingu. Skoro wyrobiliśmy się w czasie to w planach jest zwiedzanie Kathmandu. I znowu nasz właściciel hotelu proponuje nam jeepa z kierowcą na cały dzień do dyspozycji i odwiedzenie 4 wybranych zabytków miasta. Dobry pomysł, zwłaszcza, że koszt niewielki na osobę. Zaczynamy od świątyni Swayambhu. Bilet wstępu dla turystów to 500rupii od osoby.
Przechadzamy się po kompleksie na luzie bez pośpiechu podziewając budynki klasztoru i świątyń
Trzeba uważać na wszędobylskie małpy, coby czegoś nie porwały
Ze wzgórza widok na Tergar Osel Ling Monastery
No i ładne widoczki
Przejeżdżamy z dzikich korkach miasta do Patan, kompleksu byłego pałacu królewskiego z XIX wieku.
Tu wchodzimy też do muzeum. Bilet do Patan był droższy – 1000rupii
Kolejny punkt na mapie miasta to Pashupatinath Temple (1000 rupii za wejście). To świątynia hinduska i słynne miejsce kremacji zwłok w obrządku hinduskim – takie małe nepalskie Waranasi.
Trochę jestem zdziwiony, że można podejść tak blisko i nikt nie robi problemów z robieniem zdjęć
Stosy pogrzebowe palą się non-stop. Potem popiół jest zgarniany prosto do rzeki Bagmati.
Wcale nie tak dużo. To około średnio 5-6 godzin trekingu przy dystansach rzędu 15-17 kilometrów. Annapurna Circuit jest, przynajmniej w początkowej niższej części podobna trudnościowo do chodzenia po Tatrach.
Szedłem trasę wokół Annapurny a potem jeszcze do Annapurna Bace Cump w 2012 roku. Patrząc na Twoje zdjęcia muszę powiedzieć, że bardzo wiele się zmieniło. Na pewno jedno nie- góry wciąż są niesamowicie piękne. Do tego ludzie na miejscu i na szlaku. Niepowtarzalny, magiczny klimat.
Dawało się już 10 lat temu, co prawda niektórzy chcieli dopłaty, ale zawsze można było negocjować pakiet pokój, ciepła woda i ładowanie, czasami za darmo przy kupnie posiłków w tea house, teraz jeśli już jest wifi w standardzie to już z resztą nie ma żadnego problemu
We wszystkich tea-housach w których nocowaliśmy łącznie z High Camp dwie rzeczy zawsze były za darmo: Wifi i gniazdka do ładowania telefonów. Zabrałem powerbanka, który był tylko niepotrzebnym balastem na całym trekingu, ani razu nie był potrzebny.
Super wyprawa i fantastyczne zdjęcia ! Zresztą jak zawsze
:) . Jedno ( okrągły budynek z czerwonym dachem na tle szczytów ) tak mnie urzekło, że wzięłam go na tapetę laptopa
:)
Tak wygląda World Peace Pagoda
Z tego wzgórza powinien być piękny widok na obszar Annapurny ale niestety po deszczu ciągle wiszą grube chmury
Zeszło się nam troszeczkę a że zrobiło się bardzo po południu to spod pagody wracamy taksówką na Lakeview Road aby zjeść porządny obiad.
Ło rety jak tu tanio! Patrzymy na kartę z tymi samymi potrawami co w tea-housach ale ceny są około 5-6 razy niższe.
Zadowalam się kolejną porcją momo
No i na wieczór zakupy. No tak właśnie wyglądają przykładowe sklepy na Lakeview Road. Dobrze, że mamy zapas wagi w bagażach rejestrowych…. ? Jak się domyślacie można kupić absolutnie wszystko (buty, spodnie, kurtki, polary, softshelle, goretexy, koszulki termiczne, plecaki itp.) brandowane dowolną znaną outdorową marką za cenę, po negocjacjach, zwykle dwucyfrową (w złotówkach)
Następnego dnia mamy w planach przejazd do Kathmandu. Nasz właściciel hotelu proponuje nam busik z klimatyzacją po przystępnej cenie i decydujemy się na niego.
No jak miło i wygodnie śpi się w normalnym łóżku, kiedy jest ciepełko i jutro nie trzeba już wstawać do wspinaczki na mrozie…
c.d.n.Pokhara zrobiła na mnie naprawdę fantastyczne wrażenie. Jest czysto, panuje fajna atmosfera i jest naprawdę co robić. Trochę żałujemy, że spędziliśmy tu tylko jedno popołudnie. Ale na pewno tu jeszcze wrócę.
Raniutko jeszcze możliwość rzutu okiem z dachu na Himalaje. Tu widać szczyt Machhapuchhre, prawie 7000 metrów w masywie Annapurny.
Czas zabrać się do Kathmandu. Kierowca busika (oczywiście elektrycznego) twierdzi, że dojedziemy w około 8 godzin. Prawda jest jednak bolesna. Droga zajmuje nam okrągłe 11 godzin wliczając dwie przerwy na lunch i podładowanie busa.
Wieczorem naprawdę żałujemy, że nie dołożyliśmy trochę kasy i nie przelecieliśmy tego dystansu lokalnym samolotem….
No ale trudno. Trasa Pokhara – Kathmandu to albo korki albo niekończąca się przebudowa lub remont drogi. Tym razem klima nam przydała się nie tyle do schłodzenia wnętrza co do możliwości ograniczenia wdzierania się ton pyłu do środka.
Właściciel naszego hotelu w Pokharze doradził nam, abyśmy po drodze zatrzymali się na jedzenie i przepłukanie gardła w browarze Barahsinghe, który znajduje się mniej więcej w połowie drogi. Z dobrej rady zawsze warto skorzystać :D
Wjeżdżamy na teren browaru, gdzie nad brzegiem rzeki mieści się stylizowana na bawarską gospoda piwna
W wyborze piwa pomaga znana nam dobrze deska ?
Super miejsce na posiłek i przepłukanie gardeł po pyle drogi.
Mijamy jeszcze przydrożne wesele
W Kathmandu nie pozostaje nam już nic innego jak wieczorna przekąska i spanie. Wynająłem ten sam tani hotel w Thamel co na pierwszą noc. Już nie przez znany portal tylko bezpośrednio od właściciela – wyszło kilkanaście procent taniej.
Następny dzień przeznaczony był jako dzień awaryjny na wypadek przedłużenia trekkingu. Skoro wyrobiliśmy się w czasie to w planach jest zwiedzanie Kathmandu.
I znowu nasz właściciel hotelu proponuje nam jeepa z kierowcą na cały dzień do dyspozycji i odwiedzenie 4 wybranych zabytków miasta. Dobry pomysł, zwłaszcza, że koszt niewielki na osobę.
Zaczynamy od świątyni Swayambhu. Bilet wstępu dla turystów to 500rupii od osoby.
Przechadzamy się po kompleksie na luzie bez pośpiechu podziewając budynki klasztoru i świątyń
Trzeba uważać na wszędobylskie małpy, coby czegoś nie porwały
Ze wzgórza widok na Tergar Osel Ling Monastery
No i ładne widoczki
Przejeżdżamy z dzikich korkach miasta do Patan, kompleksu byłego pałacu królewskiego z XIX wieku.
Tu wchodzimy też do muzeum. Bilet do Patan był droższy – 1000rupii
Kolejny punkt na mapie miasta to Pashupatinath Temple (1000 rupii za wejście). To świątynia hinduska i słynne miejsce kremacji zwłok w obrządku hinduskim – takie małe nepalskie Waranasi.
Trochę jestem zdziwiony, że można podejść tak blisko i nikt nie robi problemów z robieniem zdjęć
Stosy pogrzebowe palą się non-stop. Potem popiół jest zgarniany prosto do rzeki Bagmati.
Wszędzie chodzą swobodnie wielkie byki