Spacerując udało mi się zobaczyć m.in. Ontaryjską Galerię Sztuki, Muzeum Królewskie czy Parlament. Typowe mieszkalne osiedla to zwarta zabudowa, dom przy domu.
Przechodząc przez jeden z parków zauważyłem dużo takich zwierzątek biegających po drzewach i trawnikach. Te jedne to zapewne wiewiórki, ale chyba jednak nie wszystkie które widziałem. Są tutaj liczne też tzw. ranguniki, a dokładniej pręgowce amerykańskeie. Chyba najbardziej znaną atrakcją Toronto jest wieża telewizyjna CN Tower. Kiedyś najwyższy budynek na świecie. Obok CN Tower znajduje się muzeum kolei.
Zapomniałem jeszcze dodać kilku słów o pogodzie, która była strasznie zmienna. Podczas lądowania padał deszcz i było ciemno za oknami. Kiedy jechałem autobusem już nie padało, ale zdawało się, że zaraz zacznie się ulewa. Kiedy dojechałem do miasta to zrobiło się przeraźliwie gorąco i duszno – ludzie wachlowali się wszystkim co mieli pod ręką.
Na lotnisko wracałem ze stacji Queens Park – w związku z tym czekały mnie dwie przesiadki, ale pomimo ekstremalnego tłoku na stacjach i w samym metrze dotarłem na lotnisko po około 45 minutach. Od razu udałem się do kontroli bezpieczeństwa – tam, gdzie są loty do US. Sprawdzono mój boarding pass i pokierowano na priority lane, dzięki czemu uniknąłem długiej kolejki. Tutaj obowiązkowo wyjmujemy całą elektronikę z plecaka, zdejmujemy buty itd. Kolejnym etapem jest wypełnienie karty wjazdowej do US. Są do tego przeznaczone specjalne stanowiska, gdzie oczywiście brakuje długopisów, więc warto mieć własny (byłem na to przygotowany;)). Do kolejnej kontroli kolejka już dużo mniejsza – kilka pytań typu: w jakim celu lecę do US? jak długo będę w US? co planuję zwiedzić w Seattle? I po tym z uśmiechem na ustach dostaję pieczątkę i mogę już na spokojnie udać się na kolację do saloniku Air Canada.
Poczekalnia ta zlokalizowana jest od razu po prawej stronie. Wystarczy wjechać windą na 4 piętro. Po zeskanowaniu mojego biletu zostałem zaproszony do środka. Salonik podzielony jest na kilka stref – mamy miejsce do pracy z komputerami, salę filmową z dużym telewizorem, fotele do odpoczynku oraz stoliki w pobliżu stołów z jedzeniem i piciem. Jeżeli chodzi o tę ostatnią kwestię to wybór jest odpowiedni. Mamy m.in. dwie zupy, nachosy z sosami, sałatki z fasoli, jabłka czy ciastka. Wybór wśród trunków jest zdecydowanie bardziej okazały – myślę, że każdy znajdzie coś dla siebie. Internet działał cały czas bez zarzutu.
Mój lot odbywał się tego dnia z bramki F32, która znajduje się spory kawałek drogi, więc dobrze, że ruszyłem w jej kierunku jeszcze przed boardingiem. Przy bramce było jakieś zamieszanie – wyczytano cześć osób i proszono, żeby odebrały nowe bilety ze zmienionym miejscem. Nie byłem wśród nich, więc nie wiem dokładnie o co chodziło. Do samolotu poszedłem jako ostatni i zająłem swoje miejsce w Embraerze linii Air Canada. Liczba miejsce w klasie biznes to trzy rzędy w układzie 1-2. Miejsce na nogi jest bardzo dużo, spokojnie można się ułożyć wręcz w dowolnej pozycji. Fotel nie odchyla się zbyt ekstremalnie do tyłu, ale jest szeroki, posiada regulowany zagłówek, tackę wyjmowaną z prawego podłokietnika i mniejszą podstawkę pod napój z lewej strony.
Po wejściu na pokład poczęstowano mnie sokiem pomarańczowym i wodą. Następnie zebrano zamówienia na obiad. Tym razem postawiłem na pierś z kurczaka. Myślę, że był to dobry wybór, chociaż już z uwagi na zmęczenie moje kubki smakowe były mniej czułe. Co działo się podczas lotu niestety nie jestem w stanie zrelacjonować, ponieważ szybko zasnąłem i obudziłem się na kilka minut przed lądowaniem w Seattle.
Na miejscu byliśmy punktualnie, jednak czas oczekiwania na bagaż wydłużył się do ponad 30 minut. Dobrze, że moja walizka wyjechała jako pierwsza i mogłem szybko udać się do hotelu na nocleg. Zatrzymałem się Holiday Inn Express Hotel & Suites Everett, który muszę polecić osobom, które wybiorą się w ten region świata. Tym bardziej, że był on niedawno dostępny w Point Breaks za 5000 punktów, a jego normalna cena to ponad 530 złotych za noc. Pokoje są bardzo duże, czyste i wygodne. Nie zabrakło mikrofalówki, lodówki i ekspresu do kawy. Do tego na terenie całego obiektu jest dostęp do szybkiego Internetu. Śniadanie możemy zjeść rano w hotelowej restauracji (jest wliczone w cenę pokoju).
@Aga_podrozniczka, samo lotnisko bardzo lubię. Jeżeli jednak chodzi o salonik to rzeczywiście "szału nie robi", ale osobiście mi wystarczył, żeby w spokoju popracować i odczekać kilka godzin na lot.
@igore, dzięki
:)
@asiasz, piszę, piszę kiedy tylko mam chwilę przerwy, a tempo uwierz jest mocne
;)
Pierwszy dzień w Seattle upływa bardzo aktywnie. Poza pewnymi sprawami, które miałem do załatwienia na miejscu udało mi się dodatkowo sporo zobaczyć. Ale po kolei. Już o 6:30 rano, czyli po 4h spania poszedłem na śniadanie do hotelowej restauracji. Tutaj standard, który znam z hoteli Holiday Inn Express w USA. Zjadam naleśnika z maszyny z bananem i wypijam kawę. Mało tutaj zdrowych rzeczy, no może poza owsianką i owocami. Ważne jednak, że nie muszę nigdzie szukać o tej godzinie miejsca na posiłek i tracić czasu. Wykwaterowuję się i jadę samochodem w kierunku fabryki Boeinga w Everett.
Miasto to ma bardzo duże tradycje lotnicze. To tutaj narodził się prawdziwy, wielki przemysł lotniczy. Niektórzy mówią nawet, że jest to mekka dla entuzjastów lotnictwa. Boeing przeniósł swoje biura do Chicago kilka lat wcześniej, ale fabryki nadal są w Seattle: 747, 767, 777 i 787 w Evergreen na północy oraz 737 w Renton na południu. Tę w Evergreen możemy zwiedzać, ale robienie fotek w halach produkcyjnych jest niedozwolone. Poniżej pokazuję Wam ekspozycje. Wstęp kosztuje 10$, ale do oglądanie za wiele nie ma. Jest to centrum o nazwie Future of Flight - Przyszłość Lotnictwa.
Pogoda w Seattle zmienia się bardzo często, ale wbrew opinii nie pada bez przerwy, natomiast często jest pochmurno. Temperatury takie typowo brytyjski. Znacznie przyjemniej niż duchota z Toronto. Widoczna na zdjęciach wieża z talerzem to Space Needle, czyli pamiątka po wystawie światowej z roku 1962. Jest teraz symbolem miasta i ma aż 184 metry wysokości. Nie wjechałem na górę, ale podobno jest tam restauracja i taras widokowy. W Seattle komunikacja miejska jest bardzo dobra i już nie musi każdy mieszkaniec mieć samochodu, bowiem mamy tutaj trolejbusy, tunel autobusowo-tramwajowy pod centrum ( Downtown Seattle Transit Tunnel ), monorail, regionalne Sound Transit, tramwaj i promy w zatoce Puget. Poruszanie się bez samochodu, co sprawdziłem jest banalnie proste i stosunkowo niedrogie.
To sobie polatasz
:-) Ale zorzy to raczej nie zobaczysz, bo zachod slonca w Anchorage jest 23.32, a wschod o 4.37. Moze na trasie Toronto-Kopenhaga, jak jest to nocny lot i leci wysoko na polnocy, ale tez nie wiem czy nie bedzie za jasno. Powodzenia! Moj bilet z tej taryfy dopiero we wrzesniu.
Fajne się zapowiada, tylko aż się zrobiłem głodny od widoku tego jedzenia w salonikach. Idę na parówkę z wody i chleb z masłem
:)Będę śledził na bieżąco, mam nadzieję, że cały plan się uda.
Sprawdzilam swoje bilety, ale ja mam LH na calej trasie, wiec nie bede testowac tej "biznes klasy" SAS. Jak Ci sie podobalo lotnisko w Kopenhadze? Zawsze lubilam sie tam przesiadac, ale jakos nigdy nie lecialam Star Alliance, wiec nie testowalam tego saloniku SAS. Jak tak dalej pojdzie, to forum bedzie zawalone relacjami z Alaski
;-)
Aga_podrozniczka napisał: Jak Ci sie podobalo lotnisko w Kopenhadze? Zawsze lubilam sie tam przesiadac, ale jakos nigdy nie lecialam Star Alliance, wiec nie testowalam tego saloniku SAS. Nie nastawiaj się na smakołyki - niestety pod względem jedzenia i trunków to chyba najgorsza poczekalnia w Europie w porównaniu do innych hubów Star Alliance.Daleko im do Poloneza, MUC czy FRA o IST nie wspominając.
igore napisał:Fajna relacja,czekam na więcej. Mam podobnie jak @asiasz: czytam, oglądam a później muszę się zastanawiać co zrobić z nogami w economy
:)Lekki OT. Ostatnio był artykuł o tym jak bezsensowne jest latanie 'ęą' na krótkich dystansach
:D Ale na 10 godzinnym locie łóżko to super sprawa
:D Art: http://www.economist.com/blogs/gulliver ... tless-perk
Potwierdzam Chihuly Gardens and Glass jest interesujace. Jesli chodzi o punkt widokowy w Seattle, to dobre jest Columbia Center. Dales mi pomysl co jeszcze zobaczyc na miejscu, z tym Boeingiem. Ja jeszcze nie sfinalizowalam swoich planow i ciagle siedze na bilecie tylko do SEA.
przemos74 napisał:kazał mi wejść do środka bez biletu.
:mrgreen: Uśmiałem się. W pewnym europejskim kraju kazałby Ci - ze schetynowskim uśmiechem na twarzy - kindly sp$#*@$%ać. Super sprawa ten wypad. Podziwiam Was za te umiejętności składania biletów, za te saloniki, za te mile.
;)
Jasne, ze czytamy! Relacje z Alaski - zawsze
:)Na zorze wczesniej niz w drugiej polowie sierpnia to raczej nie ma szans, poki co jest za jasno. Ale trzymam kciuki, zeby za jakas niespodziewana burze sloneczna!Z tego co widze, to chyba juz na Alasce jestes? Jesli jeszcze nie masz planow na te dwa dni, to polecam przejechac w poprzek polwyspu Kenai, do Seward. Nieco ponad 2h w jedna strone, przepiekne widoki po drodze, taka Alaska w pigulce - w sam na weekendowe zwiedzanie. A jesli bedziesz miec szczescie, moze zobaczysz orki i wieloryby.
Aga_podrozniczka napisał:Sprawdzilam swoje bilety, ale ja mam LH na calej trasie, wiec nie bede testowac tej "biznes klasy" SAS. W SK nie ma C w Europie tylko SAS Plus czyli to klasa ekonomiczna "premium" - tylko na tych biletach była formalnie bookowana jako C
;)
Dyskutowalismy juz o paniach, ktore trzymaja znaki STOP, jak rowniez o ich atrakcyjnosci
:-) A jechales przez jakies ronda? Ciekawe czy dobudowali wiecej, bo zdaje sie, ze spodobalo im sie to rozwiazanie.
SPLDER napisał:Aga_podrozniczka napisał: Jak Ci sie podobalo lotnisko w Kopenhadze? Zawsze lubilam sie tam przesiadac, ale jakos nigdy nie lecialam Star Alliance, wiec nie testowalam tego saloniku SAS. Nie nastawiaj się na smakołyki - niestety pod względem jedzenia i trunków to chyba najgorsza poczekalnia w Europie w porównaniu do innych hubów Star Alliance.Daleko im do Poloneza, MUC czy FRA o IST nie wspominając.no nie wiem- mam inne wrazenia: zgodze sie jesli chodzi o alkohol- w CPH SAS salonik nie wyroznia sie, ale jesli chodzi o jedzenie to ja zdecydowanie wole CPH-niz poloneza czy lunge LH w uC czy FRA: z dwoch ostatnich pobytoww CPH w czerwcu: na cieplo-m.in zupa w stylu tajski- kokosowo kwasna; losos, szparagi, drugi raz dyniowa plus chniszczyzna; moze moje smaki bo w polonezie tez ostatnio jest lepiej niz rok, dwa lat temu ale wole CPH; no i to ladowanie nad woda, zwlaszcza poznym wieczorem- podswietlone miasto
;-) za to szczegolnie lubie CPH; bussiness SAS komfort- zalezy od samlotu to jasne- ale jedzenei gorsze niz LH; @Aga_podrozniczka, @przemos74 zazdrocha
;-) ja chlopaka na eskapade na kilka dni na drugi koniec Swiata namowic nie moge takze czytam i wzdycham do waszych zdjec z roznych relacji
;-)
sim napisał:@Aga_podrozniczka, @przemos74 zazdrocha
;-) ja chlopaka na eskapade na kilka dni na drugi koniec świata namowic nie moge takze czytam i wzdycham do waszych zdjec z roznych relacji
;-)To nie namawiaj tylko lec sama jak bede dawac jakies promocje
:-)
sim napisał:no nie wiem- mam inne wrazenia: zgodze sie jesli chodzi o alkohol- w CPH SAS salonik nie wyroznia sie, ale jesli chodzi o jedzenie to ja zdecydowanie wole CPH-niz poloneza czy lounge LH wMUC czy FRA: z dwoch ostatnich pobytow w CPH w czerwcu: na cieplo-m.in zupa w stylu tajski- kokosowo kwasna; losos, szparagi, drugi raz dyniowa plus chniszczyzna; moze moje smaki bo w polonezie tez ostatnio jest lepiej niz rok, dwa lat temu ale wole CPH; no i to ladowanie nad woda, zwlaszcza poznym wieczorem- podswietlone miasto
;-) za to szczegolnie lubie CPH; bussiness SAS komfort- zalezy od samlotu to jasne- ale jedzenie gorsze niz LH; @Aga_podrozniczka, @przemos74 zazdrocha
;-) ja chlopaka na eskapade na kilka dni na drugi koniec świata namowic nie moge takze czytam i wzdycham do waszych zdjec z roznych relacji
;-)Nie zaznaczyłem w swojej wypowiedzi, że oceniałem część *G, bo porównując standardową zapewne jest dość podobnie.Dla mnie salonik w CPH jest głównym czynnikiem zniechęcającym mnie do podróży SASem.
@grzegorz84, dzięki
:) niebawem wszystko będzie
;)@sim, zdecydowanie nie ma co namawiać tylko realizować swoje marzenia
:)@Aga_podrozniczka, mam wrażenie, że nie widziałem żadnego ronda na Alasce.@adix198201, aż trudno wybrać które fotki wrzucić do relacji bo jest ich tyle i każda podobna, a jednak inna
;)
Leciales ta Delta za mile czy za gotowke? Wlasnie sprawdzilam, ze mam wystarczajaco duzo mil Alitalia na lot z Seattle do Anchorage albo na Hawaje i jest dostepnosc na oba kierunki. Teraz mam kurcze dylemat czy leciec na Alaske czy na Big Island. Juz sie nastawilam na jesienny road trip po Alasce, ale druga opcja tez nie jest zla.
@Aga_podrozniczka, leciałem za mile
:) Dostępność była akurat na weekend. Kupowałem bardzo blisko terminu wylotu (w jedną stronę AC, w drugą DL). Ja bym pewnie na kolejny raz wybrał Hawaje, ale niekoniecznie Big Island (byłem tam 2 lata temu kilka dni). Mile z seszelskiego EF wpadły u nas na konto Etihadu (prawie 10k)
:) Nic tylko latać
:)
Komentarz na szybko, zeby czasem ktos nie polecial specjalnie do Barrow zeby zobaczyc grizzly - przynajmniej teoretycznie, wieksze szanse na ich zobaczenie sa wlasnie na poludniu (vide mapka ponizej). Choc to tez nie regula, bo ja jedyne niedzwiedzie widzialem w parku Denali
;)
Nie do końca rozumiem o co chodzi z tymi salonikami, punktami za coś tam i klasami biznes
:lol:
:lol:
8-)
:twisted: ale pomijając to relacja bardzo fajna
:D
Spacerując udało mi się zobaczyć m.in. Ontaryjską Galerię Sztuki, Muzeum Królewskie czy Parlament. Typowe mieszkalne osiedla to zwarta zabudowa, dom przy domu.
Przechodząc przez jeden z parków zauważyłem dużo takich zwierzątek biegających po drzewach i trawnikach. Te jedne to zapewne wiewiórki, ale chyba jednak nie wszystkie które widziałem. Są tutaj liczne też tzw. ranguniki, a dokładniej pręgowce amerykańskeie.
Chyba najbardziej znaną atrakcją Toronto jest wieża telewizyjna CN Tower. Kiedyś najwyższy budynek na świecie. Obok CN Tower znajduje się muzeum kolei.
Zapomniałem jeszcze dodać kilku słów o pogodzie, która była strasznie zmienna. Podczas lądowania padał deszcz i było ciemno za oknami. Kiedy jechałem autobusem już nie padało, ale zdawało się, że zaraz zacznie się ulewa. Kiedy dojechałem do miasta to zrobiło się przeraźliwie gorąco i duszno – ludzie wachlowali się wszystkim co mieli pod ręką.
Na lotnisko wracałem ze stacji Queens Park – w związku z tym czekały mnie dwie przesiadki, ale pomimo ekstremalnego tłoku na stacjach i w samym metrze dotarłem na lotnisko po około 45 minutach. Od razu udałem się do kontroli bezpieczeństwa – tam, gdzie są loty do US. Sprawdzono mój boarding pass i pokierowano na priority lane, dzięki czemu uniknąłem długiej kolejki. Tutaj obowiązkowo wyjmujemy całą elektronikę z plecaka, zdejmujemy buty itd. Kolejnym etapem jest wypełnienie karty wjazdowej do US. Są do tego przeznaczone specjalne stanowiska, gdzie oczywiście brakuje długopisów, więc warto mieć własny (byłem na to przygotowany;)). Do kolejnej kontroli kolejka już dużo mniejsza – kilka pytań typu: w jakim celu lecę do US? jak długo będę w US? co planuję zwiedzić w Seattle? I po tym z uśmiechem na ustach dostaję pieczątkę i mogę już na spokojnie udać się na kolację do saloniku Air Canada.
Poczekalnia ta zlokalizowana jest od razu po prawej stronie. Wystarczy wjechać windą na 4 piętro. Po zeskanowaniu mojego biletu zostałem zaproszony do środka. Salonik podzielony jest na kilka stref – mamy miejsce do pracy z komputerami, salę filmową z dużym telewizorem, fotele do odpoczynku oraz stoliki w pobliżu stołów z jedzeniem i piciem. Jeżeli chodzi o tę ostatnią kwestię to wybór jest odpowiedni. Mamy m.in. dwie zupy, nachosy z sosami, sałatki z fasoli, jabłka czy ciastka. Wybór wśród trunków jest zdecydowanie bardziej okazały – myślę, że każdy znajdzie coś dla siebie. Internet działał cały czas bez zarzutu.
Mój lot odbywał się tego dnia z bramki F32, która znajduje się spory kawałek drogi, więc dobrze, że ruszyłem w jej kierunku jeszcze przed boardingiem. Przy bramce było jakieś zamieszanie – wyczytano cześć osób i proszono, żeby odebrały nowe bilety ze zmienionym miejscem. Nie byłem wśród nich, więc nie wiem dokładnie o co chodziło. Do samolotu poszedłem jako ostatni i zająłem swoje miejsce w Embraerze linii Air Canada. Liczba miejsce w klasie biznes to trzy rzędy w układzie 1-2. Miejsce na nogi jest bardzo dużo, spokojnie można się ułożyć wręcz w dowolnej pozycji. Fotel nie odchyla się zbyt ekstremalnie do tyłu, ale jest szeroki, posiada regulowany zagłówek, tackę wyjmowaną z prawego podłokietnika i mniejszą podstawkę pod napój z lewej strony.
Po wejściu na pokład poczęstowano mnie sokiem pomarańczowym i wodą. Następnie zebrano zamówienia na obiad. Tym razem postawiłem na pierś z kurczaka. Myślę, że był to dobry wybór, chociaż już z uwagi na zmęczenie moje kubki smakowe były mniej czułe. Co działo się podczas lotu niestety nie jestem w stanie zrelacjonować, ponieważ szybko zasnąłem i obudziłem się na kilka minut przed lądowaniem w Seattle.
Na miejscu byliśmy punktualnie, jednak czas oczekiwania na bagaż wydłużył się do ponad 30 minut. Dobrze, że moja walizka wyjechała jako pierwsza i mogłem szybko udać się do hotelu na nocleg. Zatrzymałem się Holiday Inn Express Hotel & Suites Everett, który muszę polecić osobom, które wybiorą się w ten region świata. Tym bardziej, że był on niedawno dostępny w Point Breaks za 5000 punktów, a jego normalna cena to ponad 530 złotych za noc. Pokoje są bardzo duże, czyste i wygodne. Nie zabrakło mikrofalówki, lodówki i ekspresu do kawy. Do tego na terenie całego obiektu jest dostęp do szybkiego Internetu. Śniadanie możemy zjeść rano w hotelowej restauracji (jest wliczone w cenę pokoju).
@Aga_podrozniczka, samo lotnisko bardzo lubię. Jeżeli jednak chodzi o salonik to rzeczywiście "szału nie robi", ale osobiście mi wystarczył, żeby w spokoju popracować i odczekać kilka godzin na lot.
@igore, dzięki :)
@asiasz, piszę, piszę kiedy tylko mam chwilę przerwy, a tempo uwierz jest mocne ;)
@BooBooZB, prosisz i masz :)Halo, halo, czyta mnie ktoś czyta? ;)
Pierwszy dzień w Seattle upływa bardzo aktywnie. Poza pewnymi sprawami, które miałem do załatwienia na miejscu udało mi się dodatkowo sporo zobaczyć. Ale po kolei. Już o 6:30 rano, czyli po 4h spania poszedłem na śniadanie do hotelowej restauracji. Tutaj standard, który znam z hoteli Holiday Inn Express w USA. Zjadam naleśnika z maszyny z bananem i wypijam kawę. Mało tutaj zdrowych rzeczy, no może poza owsianką i owocami. Ważne jednak, że nie muszę nigdzie szukać o tej godzinie miejsca na posiłek i tracić czasu. Wykwaterowuję się i jadę samochodem w kierunku fabryki Boeinga w Everett.
Miasto to ma bardzo duże tradycje lotnicze. To tutaj narodził się prawdziwy, wielki przemysł lotniczy. Niektórzy mówią nawet, że jest to mekka dla entuzjastów lotnictwa. Boeing przeniósł swoje biura do Chicago kilka lat wcześniej, ale fabryki nadal są w Seattle: 747, 767, 777 i 787 w Evergreen na północy oraz 737 w Renton na południu. Tę w Evergreen możemy zwiedzać, ale robienie fotek w halach produkcyjnych jest niedozwolone. Poniżej pokazuję Wam ekspozycje. Wstęp kosztuje 10$, ale do oglądanie za wiele nie ma. Jest to centrum o nazwie Future of Flight - Przyszłość Lotnictwa.
Pogoda w Seattle zmienia się bardzo często, ale wbrew opinii nie pada bez przerwy, natomiast często jest pochmurno. Temperatury takie typowo brytyjski. Znacznie przyjemniej niż duchota z Toronto. Widoczna na zdjęciach wieża z talerzem to Space Needle, czyli pamiątka po wystawie światowej z roku 1962. Jest teraz symbolem miasta i ma aż 184 metry wysokości. Nie wjechałem na górę, ale podobno jest tam restauracja i taras widokowy. W Seattle komunikacja miejska jest bardzo dobra i już nie musi każdy mieszkaniec mieć samochodu, bowiem mamy tutaj trolejbusy, tunel autobusowo-tramwajowy pod centrum ( Downtown Seattle Transit Tunnel ), monorail, regionalne Sound Transit, tramwaj i promy w zatoce Puget. Poruszanie się bez samochodu, co sprawdziłem jest banalnie proste i stosunkowo niedrogie.